Posty

Wyświetlanie postów z 2019

Nareszcie

Nareszcie po świętach. Możecie mnie nazwać aspołecznym ponurakiem, ale przyznaję się niniejszym, że świąt nie lubię. Irytują mnie dzwoneczki i mikołaje, bombardujące mnie z mediów już od października. Żenujące są dla mnie wierszyki bożonarodzeniowe i sztampowe życzenia wysyłane smskami, na zasadzie: kopiuj-wklej, a następnie: wyślij wszystkim. A już najbardziej wkrówiają mnie fejsbukowe łańcuszki, zaśmiecające mi co roku mesendżera. Najchętniej zaszyłabym się pod ciepłą kołdrą z butelką dobrego wina i przeczekała to całe szaleństwo. Co roku kombinuję, jak by się tu wyłgać z rodzinnego świętowania... Wszystko już przerobiłam: od przeziębienia zaczynając, na ostrym ataku wyrostka kończąc. I co roku cały misterny plan idzie w tzw. pizdu, bo po prostu szkoda mi moich rodziców, dla których rodzinna gwiazdka jest świętością. I tak o. Co roku zaciskam zęby i jadę. I staram się przetrwać. I kiedy w końcu wracam do domu, biorę oddech, odpalam Netflixa, otwieram wino, przytulam sierściu

Majka jest kotem idealnym

Proszę mi wierzyć lub nie. Mówię jej: "Proszę wejść do transporterka" - wchodzi. Mówię jej: "Proszę wyjść z transporterka" - wychodzi. (Niezależnie, czy akcja ma miejsce w domu, czy w gabinecie lekarskim.) Mówię jej: "Proszę zjeść tabletkę" - zjada. Niczego się nie boi. Nawet, gdy odkurzam, biegnie za odkurzaczem krok w krok. Jest wyjątkową kosmitką. Budzę się rano, przewracam na drugi bok, a mój nos styka się wówczas z jej wilgotnym ciepłym noskiem, śpiącym wraz z resztą kota na mojej poduszce. Kocham ją. (Florian też. ;) )

Mała Natalka...

... odeszła wczoraj wieczorem. :( Rodzice dziękują za okazane serce i każdą wysłaną kartkę świąteczną. Ja też dziękuję.

Maja mnie wykończy :(

Za punkt honoru postawiłam sobie utrzymanie tego kociaka przy życiu i wyleczenie. Dodatkowo pokochałam toto srodze i walczę jak lwica. Mała też walczy dzielnie, ale mamy tu do czynienia z infekcją wirusową, z którą kocie dziecko z zerową odpornością nie ma szans... Antybiotyki, którymi faszeruję ją od września, zwalczają jedynie wtórne zakażenia bakteryjne. Czyli niweluję tylko powikłania. Zdecydowałam się na zastosowanie leku. który w naszym kraju nie jest dopuszczony do obrotu. Tłucze wirusy i podnosi odporność. Najtrudniej było znaleźć zaufany kontakt, samo sprowadzenie ampułek to już buła z masłem - wszak mieszkam w mieście portowym. Dziś podałam Majce pierwszy zastrzyk. Trzymajcie kciuki.

Bareja się chowa...

Ubolewam nad faktem, że nie mogę się podzielić tym, co się ostatnio w mojej zacnej robocie wyprawia. Naprawdę jęzor mnie strasznie świerzbi, ale ryzykowałabym dyscyplinarką, zatem, miauwa, trudno. Zatem napiszę jeno tyle: zaprawdę zaprawdę powiadam Wam, nie muszę oglądać żadnych kabaretów w tiwi czy na jutiubie - wystarczy, że przyjdę do pracy. I voila. Dziki chichot i dobry humor do wieczora zapewniony. :)

Ważna akcja, kochani moi...

Nie lubię dzieci. Chyba że z ziołami prowansalskimi. Każdy, kto mnie zna, doskonale o tym wie. Nie znoszę tego małego tałatajstwa i już. Tak mam. Nie walczę z tym. Jednak - nie wiedzieć czemu - ta mała mnie ujęła i utkwiła w serduchu. Nie znam jej. Nie znam jej rodziców. Ale obejrzałam jej zdjęcia - sprzed i w trakcie choroby - i... Odnoszę wrażenie, że ona wyrosłaby na fajnego, wrażliwego, empatycznego człowieka. Nie pytajcie mnie, jak, dlaczego, skąd mi się to wzięło... Nie wiem. Natalia nie wyrośnie. Nie oszukujmy się. Natalia nie ma szans. Natalii zostało bardzo niewiele... Wielka radość z otrzymanych pocztą kartek świątecznych w listopadzie od nas. Dlatego uszczęśliwmy to dziecko. Dla nas to mały koszt, parę minut na poczcie... Dla niej to niesamowita radość. Dacie czadu? Adres Natalii: Natalia Kostrzewa ul. Duża 82 Grabina Radziwiłłowska 96-332 Radziwiłłów Link do historii małej: TU .

U Mai pogorszenie...

Obraz
Po odstawieniu antybiotyku mamy nawrót z przytupem - ropne zapalenie ucha środkowego. : ( U Mai mamy uszkodzenie lewostronne błony bębenkowej i wywaloną trzecią powiekę z nieznacznym cofnięciem gałki ocznej. Zostały włączone silne leki i walczymy dalej. Stan maleństwa powoli się poprawia. (Tfu tfu!) Jeśli ktoś miał ropne zapalenie ucha, ten wie, że to nie boli... To ZAKRÓWIA niemiłosiernie, a ból promieniuje na całą głowę. Koty są bardzo niewdzięcznymi pacjentami, bo oznaki bólu można u nich dostrzec dopiero wtedy, gdy właśnie ostro NAKRÓWIA. Znam koty, jestem technikiem weterynarii i dzięki temu zareagowałam natychmiast i Maja nie cierpiała długo. Jak zwykle zawinił człowiek. Sterylizujcie kocice, kastrujcie kocury, niech koty nie rozmnażają się niekontrolowanie. Ja wiem, że kociaczki są bardzo słodkie. Ale wiele z nich - szczególnie na wsiach - nie znajduje szczęścia we własnym domu, nikt się nimi nie przejmuje (bo przecież kot sam o siebie zadba), giną na ruchliwych drogach

Smutno...

Dowiedziałam się, że zmarł mój kolega. Mój były chłopak i kumpel. Był naprawdę świetnym facetem i wiadomość ta mnie mocno przybiła. Nie wiem, co się stało. Nie wiem, czy odszedł tragicznie, czy z przyczyn naturalnych... Z przykrością obstawiam to drugie, bo żył intensywnie. Zbyt intensywnie... Bardzo fajnie wspominam nasze ostatnie spotkanie, gdy byłam przejazdem w moim rodzinnym mieście. Długo się nie widzieliśmy - zaprosił mnie do siebie. Uwaliliśmy się na wersalce, wspominaliśmy stare czasy, obgadywaliśmy wspólnych znajomych, piliśmy piwo, a w tle leciał film "Skazany na bluesa". Bardzo miło ten wieczór wspominam, choć szmat czasu minął. A teraz go nie ma. Ot. Po prostu. Odszedł za wcześnie. Ludzie w tym wieku nie powinni umierać, to nie w porządku. Do zobaczenia kiedyś, gdzieś tam, w lepszym świecie, Jureczku. Schładzaj dla mnie piwko - musimy ten wieczór powtórzyć.

Jak spacyfikować kociaka z ADHD?

Przysięgam, ona ma energii za pięciu. Od tygodni nie przespałam bez zakłóceń ani jednej nocy. Miałam już przecież kociaki, ale toto to jakiś nieposkromiony gejzer energii. Rady pod tytułem: "trzeba ją maksymalnie wybawić za dnia" proszę sobie schować w buty, bo bardziej wybawiona już być nie może. Ma całe zastępy swoich myszek, kotków, piesków, rybek, krecików - z piórkami, bez piórek, grzechoczących, piszczących, dzwoniących - no całe zoo, na które poluje i nosi po całej chałupie. Nie wspomnę o folijkach i sklepowych paragonach, które najfajniej szeleszczą pod łóżkiem, o piątej nad ranem . Ma też Floriana. Wcześniej nawet jej się nie śniło, że po tym łez padole chodzą takie Floriany, które potrafią spuszczać takie fantastyczne wpierdolingi. Im bardziej jej Flor przypierniczy, tym bardziej mała uszczęśliwiona. Po każdym zaliczonym wpierdolingu, mały demon - niczym narkoman z syndromem sztokholmskim w pakiecie - radośnie doprasza się o więcej i więcej, i więcej, i więc

U chirurga

Czyli jak to żem se świństwo z łydki usuwała: - No to jedziemy - oświadczył subtelnie dochtore, ujmując skalpel. Sru! Pierdut! Chlast! Moja jucha niniejszym opryskała sikiem prostym dochtore, pielęgniarkę i pół gabinetu. - Hm... Zawsze ma pani takie wysokie ciśnienie?... - Tylko w gabinecie lekarskim, gdy ktoś gmera mi żelastwem w tkankach. Bez urazy, panie doktorze, ale jestem teraz w stanie wymienić co najmniej dziesięć miejsc, w których wolałabym się w tym momencie znaleźć... ... - Teraz pani szybko wraca do domu i leży. Wypisuję zwolnienie do końca tygodnia... - Nieee! - Co nie?... - Pan wypisuje do czwartku. W piątek moja więźba dachowa przyjeżdża. - Ale... - Żadne ale. Czekam na to cholerne drewno od miesiąca. Ale do czwartku bardzo chętnie. Wycięte świństwo wyruszyło na histopatologię. A ja leżę sobie niniejszym przez trzy kolejne dni, a równocześnie odbieram histeryczne telefony z pracy ( A jak to zrobić?... A jak tamto?... A gdzie zadzwonić z tym?... A tamtego gdz

Wiem, że jestem ostatnio nieco monotematyczna

I trudno. Na budowie zastój. Nadal czekam na drewno. Ale - odkąd pogodziłam się z faktem, że w tym roku domu nie wykończę - jakoś ciśnienie ze mnie zeszło. I jestem spokojniejsza. Gdyby nie koty, przeprowadzka byłaby wykonalna. Ale niestety - są zwierzęta, nie da się. - A może by tak rozważyć czasową przeprowadzkę do Gargamelka ? - Błysnął Paweł. - Przecież pięterko już prawie wykończone... ( Gargamelek - kolejny cud polskiej architektury, nabyty przez emenemsów za grosze, w celu gruntownego wyremontowania i sprzedaży.) - Spoko. Zawsze marzyłam o domu z pięterkiem, na które będę wchodziła po drabinie. Nie no, luz. A koty wcale nie będą próbowały skakać z góry ekipie remontowej na głowy, w ogóle... By następnie rozleźć się po całej dzielnicy. Spoko, mistrzu. - No fakt... Nie pomyślałem... Ommm... Maja rozpoczęła drugi miesiąc na antybiotykach. Dołączamy steryd w inhalatorze. Pociecha taka, że jedno płuco już spoko. W drugim jeszcze są szmery. Górne drogi oddechowe nada

Małe zuo

Zuo nie jest już takie małe, bowiem przekroczyło dwa kilogramy żywej wagi kota z kością. Już nie jest chudą glizdą, którą byłam w stanie chwycić i podnieść jedną ręką. Małe zuo nabiera masy i mocy . W chwili znalezienia, małe zuo miało prawie całkowicie zaklejone ropą oczy. Gdy infekcja zaczęła odpuszczać, powieki się uniosły i odkryły oczy małego demona. (Nie przesadzam - ona ma naprawdę tęczówki nie z tego świata.) Posunę się do śmiałego wniosku, iż małe zuo nieprzypadkowo znalazło się na mojej działce i przyczajone w zaroślach czekało... Okazało się prawdziwym remedium na problemy z Florianem, który zwykł ganiać i niejednokrotnie terroryzować wszystko, co się rusza. Teraz karma do Flora wróciła - znalazł się w niezwykłej dla siebie sytuacji - ktoś gania jego . Małe zuo czai się na kocura w każdym zakamarku, za każdym rogiem, w najmniej spodziewanych miejscach. Flor nie zna dnia, ani godziny. Dopadnięty, wali małego demona łapą przez łeb. Bezpardonowo. Demon oddaje mu pra

Z poradnika świeżo upieczonej madki bombelka...

Na niesfornego bombelka syczymy. I nie może być to jakieś tam anemiczne "psss..." To musi być stanowcze "phhhhh!" Inaczej bombelek się rozbestwi. U mnie ów system pedagogiczny zdaje egzamin. Bombelek już załapuje, że moje dłonie nie służą do ostrzenia pazurów, moje włosy to nie nici dentystyczne, a ogony rezydentów nie są do jedzenia. Mamy już pierwsze sukcesy wychowawcze. Czego i Wam, drogie madki, życzę. :)

U mnie i fajnie, i smutno...

Takie dwa w jednym - wash&go. Przeważają fajne rzeczy, bo dom mi się buduje - zalali wieniec, czekamy na drewno z tartaku i na początku października powstanie więźba. Potem okna, instalacje wewnętrzne i czekamy na wiosnę z posadzkami i tynkami. Trochę porumakowałam z tą chęcią wprowadzenia się jeszcze w tym roku. Nie chcę ryzykować. Wystarczy parę dni zimowego przymrozku, a tynki szlag trafi. A środki pieniężne ograniczone... I topnieją w oczach. Fajnie jest, bo Maję izoluję tylko na czas jedzenia. Mała szaleje, bawi się z Larą, zaczepia rezydentów, śpi w łóżku, wciskając się między Rudolfa i Kuzco. Ostatnio zaspana przylgnęła do Iwy. :) Florianowi potrafi pokazać, że się go nie boi. Ósemka jeszcze przed nią wieje. Śmiesznie jest z takim małym kocięciem. A czemu smutno?... Powiem Wam, że w powiedzeniu: "chcesz stracić przyjaciela - pożycz mu pieniądze" jest wiele prawdy. Tak ku przestrodze. Sytuacja bardzo niefajna. Ale ogarnę. Zainwestowałam w witaminę D Forte, bo ju

Nadaję z placu boju

Maja zdrowieje i żre za dziesięciu. Nie, nie je subtelnie, nie skubie, nie przekąsza... ŻRE. Tydzień temu, w gabinecie wet, była bardzo głodna. Podsypanymi chrupami się zainteresowała, ale nie wiedziała, że to jedzenie. Nie potrafi jeść suchego. Zatem edukuję gówniaka. Ponieważ kocie pasztety rąbie, jak koparka, zaczęłam mieszać je z suchym kittenem. Za każdym razem zmieniam proporcje na rzecz suchego - Maja wciąga. To dobrze rokuje. Bo w obecnej sytuacji nie mogę jej na dłuższą metę socjalizować z rezydentami - oni zjedzą jej pasztet, a dziecko będzie chodziło głodne (moje koty mają dostęp do suchej karmy cały czas). Zatem nie ma opcji, musi się nauczyć gryźć. Dziś wpuściłam do żłobka starszyznę. Szaleństwo! Majka ocierała się o kogo się dało - o Kuzco, o Rudolfa, o Iwę... Kuzco już ją traktuje jak swoje młode, Rudolf przestał syczeć, Iwa z Larą dały nogę, a Ósemka nie podeszła w ogóle. Flor syczy. I to syczy dość agresywnie. On potrzebuje więcej czasu. I to dodatkowy argume

Bystrzacha

Ósemka się właśnie zorientowała, że mamy dziecko na pokładzie. Po sześciu dniach. Mój Sherlock. :) Teraz chodzi w zwolnionym tempie, na sztywnych łapach, z oczami jak pięciozłotówki. Obserwuje. Próbuje podejść do Mai, żeby ją obniuchać, ale co mała się poruszy, Osiem spiernicza jak oparzona. Po paru minutach pingwiniasty szpieg Szoguna ponownie pojawia się na stanowisku obserwacyjnym, znowu usiłuje się skradać i... mamy replay. :) Siedzę i umieram ze śmiechu. :))

Ekhm...

Gdybym się  długo nie odzywała, to znaczy, że już po mnie. Majka żre jak smok. Nie... Jak stado smoków. Zaraz pożre mnie i resztę stada. Ratunku?... :)

Majka

Pojechałam dziś na działeczkę, albowiem zalano mi strop i wylano schody. Ale, siedząc jeszcze w robocie, zastanawiałam się, czy pojechać dziś, czy może jutro. Cwany los jednak wie, co robi, bo pojechałam dziś. Obcykałam domostwo i już prawie wsiadałam do samochodu, gdy usłyszałam z krzaków cichutkie kwilenie. Zanurkowałam w krzaczory, a tam... małe zapłakane kocie dziecko... :( Zakiciałam, a malutka natychmiast wskoczyła mi na ręce, przytuliła się mocno, kichnęła siarczyście i zagruchała. Gonitwa myśli... Co robić... Przecież nie zostawię... Nie zasnęłabym... Co robić... Znajomi zakoceni po zęby... Fundacje pękają w szwach... Schronisko to dla takiego malucha pewna śmierć... Co robić... Kicia przylgnęła do mnie całym swoim drobnym ciałkiem i odpaliła traktor. Okropna bida z niej - gabaryty dwóch głów Rudolfowych, chuda jest straszliwie, takie całe 1,1 kg kota z kością (te 0,1 to zapewne stadko jej wszy) i galopujący koci katar w gratisie. Na szczęście gałki oczne nie zaat

Mam okropne świństwo na łydce

Konkretnie czyraka level master. Wykwitł mi, kutafon, po raz trzeci w tym samym miejscu. Przekłułam porządnie dziada... Z wrzaskiem piekielnym, gdyż bolało, jak jasna cholera. Aktualnie się oczyszcza... Ale się uparcie nie goi, nie zasklepia i sączy. Pawłowi się nie przyznałam - nie lubię lekarzy. ;) Ale zaraz, natychmiast, nał muszę jednak jakieś środki własne powziąć, albowiem przy pomyślnych wiatrach... za chwilę nabawię się sepsy. Miauwa mać. Dlatego ostatnio mnie nie ma. Bo w jednej nodze rwa kulszowa, w drugiej czyrak. Już sama nie wiem, na którą nogę bardziej utykać...

Wietrzę spisek

Wspominałam onegdaj o sikaczu waniennym, śledztwie, głównych podejrzanych, a w końcu o nakryciu winowajczyni na gorącym uczynku, ne spa? Otóż sprawa zostaje niniejszym wznowiona. Bo za Chiny Ludowe nie uwierzę, że mała koteczka ma taki dzienny przerób... Nie ma bata - musi mieć wspólnika. Jestem czujna jak surykatka i staram się owego wspólnika przyłapać na bezeceństwie... Mam już pewne podejrzenia... Łocz mi.

Mój brat...

Jeśli ktoś nie posiada aktualnie brata bliźniaka, powinien sobie takowego sprawić. Serio serio. Lek na całe zło tego świata. (Allegro?... Olx?...) Taki brat bliźniak ma szereg zalet - można z nim bezkarnie obrobić tyłki członków rodziny, współpracowników, znajomych oraz pani ze sklepu Żabka. A - co najważniejsze - można oprzeć łeb na braterskim torsie i wypłakać wszystkie przykrości, zawody życiowe oraz wkurwy. Taki brat to świetna sprawa. Zamawiajcie już teraz (Allegro... Olx...). Mój właśnie dotarł. Nawet nieźle opakowany. <3

Niutax diagnozuje

Jako że w pocie i bólach skończyłam tę weterynarię, zaliczyłam kilka kursów pobocznych i dyplomami mogę sobie aktualnie wytapetować ścianę, diagnozuję nie tylko swoje futrzaki, ale i siebie. Zatem obrzęki kostek, dwie ciemniejące powoli plamy na łydkach oraz nasilające się z dnia na dzień napierniczanie w żyle udowej niniejszym diagnozuję jako zakrzepicę żył (łydki mojej babci były tak pokryte żylakami, że wyglądały jak maczugi Herkulesa). W przyszłym tygodniu lecę do lekarza rodzinnego (nie chce mi się, jak jasny pierun, ale ból jakby się wzmaga, a to jest bardzo niefajne). Jeśli moja diagnoza okaże się trafna, mówicie mi WUJU .

Marysia

Obraz
Jako, że już za chwileczkę, już za momencik będę miała ogródek (całkiem spory zresztą), postanowiłam, że spełnię swoje marzenie, adoptując psa ze schronu. Do tej pory nie miałam warunków. Rozważałam opcję psa sporych rozmiarów, którego nie jest w stanie adoptować ktoś, kto ma mieszkanie w bloku. Drugą opcją była adopcja dwóch zżytych ze sobą psiaków, niekoniecznie dużych. Zakochałam się w Kajko, którego już tu przedstawiłam. Przy pierwszej wizycie u mojego wybranka, okazało się, że dzieli on wybieg jeszcze z trzema psami - dwoma miziakami wagi półciężkiej i jedną drobną wycofaną sunią, z którą spędził tam kilka lat. Nie pamiętam już, ile lat Kajko spędził w schronie... Ona spędziła tam ich 13. Trzy-naś-cie. Są ze sobą bardzo zżyci i... Fragment opisu schroniska: "Marysia nie jest mocno wylewną suczką. Całe życie bezdomności odbiło się na jej psychice i podejściu do świata. Nie prosi, nie czeka. Bo niby o co ma prosić i na co czekać? Ona, można powie

Egzekucja na Biskupiej Górce - rok 1946

Jest taki skrót z gdańskiego Chełmu do miejsca, gdzie obecnie mieszkam. Skrót prowadzi przez Biskupią Górkę, ulicą Pohulanka. Zaraz po wojnie publicznie stracono tam zbrodniarzy z obozu koncentracyjnego w Stutthof. To było wielkie wydarzenie w mieście. Zorganizowano z tej okazji festyn, taki, wiecie, z wiatraczkami na druciku, lodami i watą cukrową. Na widowisko tłumnie zjawiły się całe rodziny z dziećmi - w sumie kilkaset tysięcy osób. Powieszono tam wówczas - ku uciesze gawiedzi - jedenaście osób. Jeden ze skazańców dusił się na szubienicy około dwudziestu minut. Nie oceniam gapiów. To był inny czas, inne realia... Ludzie byli poranieni wojną, w żałobie,  rozżaleni, żądni zemsty... Nie oceniam. Chciałam tylko podzielić się swoimi odczuciami na temat tego miejsca. Od tamtych wydarzeń nic się tam nie zmieniło. Ten sam gęsty lasek... Ta sama ulica, prowadząca przez ów lasek, niezmieniona, ciemna, pełna ostrych zakrętów, wyłożona tzw. "kocimi łbami"... I powiem Wam, że

Nie tylko ja czekam na ukończenie budowy domu...

Obraz
Czeka jeszcze pewien przystojniak. Jak tylko doprowadzę do stanu zamkniętego, z instalacjami, wylewkami, tynkami wewnętrznymi, podłogami i chociażby prowizoryczną łazienką i kuchenką turystyczną, wprowadzamy się. Razem z przystojniakiem, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Póki co odwiedzam go w schronisku. W sobotę byliśmy na spacerze, zaliczyliśmy dokładne czesanko, szwedzki stół z psich smakołyków i dużo pieszczot. Blisko nie mam, bo przystojniak mieszka w Elblągu, ale kolejna sobota znowu nasza. :)

Pytania retoryczne

Obraz
- Co trzeba mieć w głowie, żeby lać do wanny?... - Mruknęłam, po raz kolejny szorując wannę cifem. - Co trzeba mieć w głowie, żeby kąpać się w kuwecie?... - Prychnęła Lara, przewracając się na drapaku na lewy bok.

Jak to niutax dom przez telefon budowała...

Po chwilowym zastoju: - Panie Szymonie, jak pan nie ruszy zaraz z kopyta, to będzie źle. Mogę mieć w przyszłym roku problemy lokalowe...  (mały blef ;) ) ... i będzie mnie pan musiał zaadoptować. Z całym dobrodziejstwem inwentarza... A pamiętam, że ma pan alergię na sierść... Zatem proszę to przemyśleć... Budowa ruszyła znowu jak ta lala. Ma się te zdolności negocjacyjne... ;) - Panie Szymonie, pan może jechać po materiały, ja się z hurtownią po południu za nie rozliczę. - Jadę. - Panie Emilu, koparka raz, proszę.  Damy radę na piątek?... - Nie damy... Na poniedziałek damy. - Koparka raz na poniedziałek, panie Emilu. - Panie Łukaszu, we wtorek pan Szymon chudziak wylewa. Do tego czasu musi pan podnieść rury i wodomierz o metr w górę, tak? (W domyśle: Musi pan wyprostować to, co pan spieprzył. ) - Ja wiem. Ja specjalnie tak zrobiłem. Tymczasowo żeby było... W poniedziałek będzie zrobione. - Panie Szymonie, pan Łukasz będzie naprawiał fuszerę w poniedziałek. Fuszera była zamierzona

Z mamą na drucie...

Dziecko, zapytaj się tej swojej znajomej fryzjerki, jaką farbę dobrać do moich włosów, żeby wyszedł delikatny brąz, dobrze? Boję się, że jak samodzielnie kupię i nałożę, to będę wyglądała jak Krzysztof Krawczyk... Zrobiła mi dzień! :D

Smaczek z pracy

Notatka służbowa prokuratora: Zezwalam na pochowanie zwłok Iksińskiego, urodzonego dnia ... w ..., syna ..., nr pesel ..., zmarłego 17 czerwca 2019 r. o godzinie 16.10 w .... po przeprowadzeniu sekcji sądowo-lekarskiej. I ja uważam niniejszym, że w takim przypadku jakiekolwiek postępowanie przygotowawcze jest zbędne. Albowiem przyczyna śmierci denata jest nader klarowna. Dziękuję za uwagę.

Zenon męczydupa

Radość z pierwszych kroków na budowie z początku przyćmił mi sąsiad. Zawsze, w każdej okolicy znajdzie się malkontent-męczydupa. Nie inaczej było w moim przypadku. Najpierw wystartował do geodety, gdy ten wytyczał dom. Że za blisko, że jemu się to nie podoba. Że on to zgłosi. Gdy Mirek poinformował go, że odległość jest przepisowa, żeby sobie podszedł i sam zmierzył, męczydupa wyniośle oddalił się do swojej posiadłości. - Ale masz mendę za płotem - ostrzegł mnie Mirek tegoż dnia. - Dam radę. Następnego dnia zaczepiłam sąsiada osobiście, gdyż byłam zainteresowana, na czym jego zgryz polega. ( Masz jakiś problem, ziomulek?... ) Męczydupa zaczął się ciskać, że tu jest wszystko nie tak, że jemu się to nie podoba i że on to zgłosi do nadzoru budowlanego (skończył się darmowy parking, darmowe wysypisko rupiecia wszelakiego i widok na las - smuteczek.) - Wie pan co? - Podsumowałam z uśmiechem. - Ja pana nawet podwiozę do tego nadzoru. Co pan na to? Ja mam prawomocne pozwolenie na budow

Hm...

Poczytałam se dziś posty na pewnym forum budowlanym. I doszłam se do wniosku, że ja jakaś dziwna jestem... Nie podobają mi się stodoły, ani dachy kopertowe z mnóstwem udziwnień (tzw. gargamelki), ani wielgachne okna, których niejeden salon samochodowy by się nie powstydził (ani akwarium), ani balkony w każdym pomieszczeniu na poddaszu (tudzież piętrze), ani trawniki z rolki... Dowiedziałam się właśnie, że to wszystko jest aktualnie MODNE. A mi się podobają standardowe bryły budynków. Miauwa, jestem niemodna... Jak żyć?! Osobiście w stodole nie chciałabym mieszkać. Stodoła zaspokaja potrzeby koni, bydła, tudzież trzody - zwierzaki mają tam dobrostan, nawet bez mega-okien i balkonów). Okna wolę standardowe, dzięki czemu we wnętrzu czuję się komfortowo, jest przytulnie i połowa dzielnicy nie widzi, jak wieszam gacie na suszarce. (Pomijam koszt instalacji tych ścian akwarium, ale ciekawe, czy ktoś myśli, jak będą wyglądały rachunki za ogrzanie domu?...) Balkony wyrzuciłam z p

Dom wariatów, jak pragnę zdrowia...

Bo tak... (Nie zaczyna się zdania od "bo".) Najpierw boksowałam się z inspektorem z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. Archeolodzy zrobili swoje, znaleźli ceramikę z około 300 lat przed naszą erą ( ku-ma-cie? ) i spięli się, żeby to wszystko jak najszybciej wydobyć i zamknąć sprawę. (Zajumali mi serwis obiadowy przodków, barbarzyńcy ...) Kierownikiem robót archeologicznych była moja koleżanka, zatem zrobiła wszystko, żeby mi umożliwić jak najwcześniejsze rozpoczęcie budowy. Problem w tym, że inspektor musiał to zobaczyć i podpisać protokół. A hrabiemu co i rusz coś przeszkadzało - to deszczyk w nadmiarze, to za mocne słoneczko, to kac... Dziewczyna pewnego dnia zajechała zza Gdyni do Gdańska po jego szanowne dupsko, zawiozła szanowne dupsko na miejsce, wymusiła podpis, następnie odwiozła szanowne dupsko na rodzinną wiochę (szanownego dupska, nie swoją). Opóźnił mi roboty ponad tydzień. Kutafon. Gdybym mogła, rozprułabym mu bebechy widelczykiem sałatkowym,

Żyję

W poniedziałek leją mi fundamenty. Co ja w międzyczasie przeszłam, to sam Wielki Serwer wie... Dajta mi czas. Jo? Ostatnio większość czasu spędzam z Kaszubami. Koparkowy - Kaszub. Wykonawca - Kaszub. Dostawca materiałów - Kaszub. Wszyscy się znają. Jo? Zatem jest dobrze. Żyję, ale ledwo.

Spotkałam dziś na swojej drodze jeża

Na drodze osiedlowej. Mało uczęszczanej, ale jednak. Jegomość udał się na spacer. Ujęłam go na środku ulicy. Pierwszy raz miałam w rękach jeża. Faktycznie kolce kłują. Bardzo. Ale gdy wsunęłam jegomościowi dłoń pod brzuszek, wcale nie zwinął się w kulkę. Chyba wyczuł, że chcę mu pomóc. To dobrze, bo miałabym nie lada kłujący problem. Brzuszek był cieplutki i jedwabisty w dotyku. ;) Dał się przenieść na ogrodzony trawnik. I potuptał w sobie tylko wiadomym kierunku. Kolejne życie na plus na moim koncie. :)

Na drucie

Telefon odbiera mój ojciec... - Tato, na początku przyszłego tygodnia przyłączają mnie do sieci gazowej. - Jak to? Przecież jeszcze domu nie ma. - Ale przyłącze dopiero będą robić... - Ale domu jeszcze nie ma! Poczekaj, daję ci matkę... ... - Mamo, poinformowałam ojca, że przyłącze gazowe mi robią. A on się zbulwersował, że domu jeszcze nie ma... (... Atak śmiechu, jakiś dwuminutowy ...) - Mamo, z czego się śmiejesz? Może ci z gazowni faktycznie nie zauważyli, że jeszcze nie ma domu... Może powinnam ich uświadomić?... Pokazać?... Palcem?... - Dziecko, nie znęcaj się już nad ojcem - śmiech. - Nie znęcam się. Przecież nie słyszy... Kocham ich. :)))

No i weszli mi archeolodzy na działkę...

Bowiem mam strefę archeologiczną tamże. Nie pamiętam z jakiej epoki. Nieważne. Ważne, że budowa - decyzją konserwatora zabytków - musi być poprzedzona badaniami archeologicznymi. - Spoko - mówili. - Nic nie znajdziemy - mówili. - Na wiochach nigdy nic się nie znajduje - mówili. No doprawdy, spoko... - Tunia, mamy osadę - obwieszczono mi przez telefon po pięciu godzinach robót. - W samym narożniku. - Ke?... - No osadę mamy. To wielka rzadkość. Kurwa mać - ja pierdolę - w mordę jeża. Przed oczami stanęła mi perspektywa kolejnych badań, wykopków-sropków i wstrzymanej budowy na kilka ładnych miesięcy. - Tunia, jesteś tam?... - Jestem, ale chyba mam zawał... - Weź, nie świruj. Jest spoko. - Jakie spoko? Nic nie znajdziecie, tak? Nic nie ma, TAK? Bo wiocha, TAK? No przecież wiadomo, że na mnie musiało trafić. Rzadka osada... Pfff! Dlaczego mnie to nie dziwi? - Słuchaj, to pikuś. Ostatnio wykopałam cmentarz z drugiego wieku, kumasz? Dziewięć grobów. Tam musimy rozszer

Po powrocie z roboty...

1. Wchodzę do kuchni. 2. Zdejmuję Floriana z blatu. 3. Wstawiam wodę na kawę. 4. Zdejmuję Floriana z blatu. 5. Sypię kawę do kubka. 6. Zdejmuję Floriana z blatu. 7. Zalewam kawę wrzątkiem. 8. Zdejmuję Floriana z blatu. 9. Otwieram lodówkę i wyciągam mleko. 10. Zdejmuję Floriana z blatu. 11. Dolewam mleka do kawy. 12. Zdejmuję Floriana z blatu. 13. W końcu piję kawę. Tak właśnie wygląda żebractwo w wykonaniu Flora - level master.

Mam pozwolenie na budowę!

Prawomocne. :)

Uwaga, będzie lokowanie produktu

Od jakiegoś czasu, zamawiając kocią karmę w zooplusie, dostaję w gratisie psie przysmaki Dokas. Za pierwszym razem pomyślałam sobie: Spoko, mam wielu znajomych z psami, sprezentuje się... Otóż nie, proszę Państwa. Florian do przysmaków Dokas zapałał uczuciem gwałtownym i namiętnym. Co było o tyle zaskakujące, że wyżej wymienione są gabarytów raczej słusznych (godnych psa), składają się z wysuszonej rybki, owiniętej mięsem z kurczaka, a to wszystko ususzone i nad wyraz śmierdzące. Reszta kotów, w tym ulicznica Ósemka, wzgardziła propozycją na samym wstępie: Za kogo nas masz? Sama se to żryj... Florian -dla odmiany - oszalał ... Wracam z pracy... - Daj! Daj! Daj! Daj! - Florian usiłuje zaistnieć z prawej, z lewej, od góry, od dołu, po przekątnej w dowolnej konfiguracji... Nie jestem w stanie wstawić wody na kawę, bo tam materializuje mi się roszczący Florian... Nie mam możliwości otwarcia lodówki, bo tam również błyskawicznie stawia się roszczący Florian... Nie mogę skorz

Jestem...

...przeraźliwie, przeokropnie, przemiauwiście zmęczona ... Niech mnie ktoś przytuli... :(

Jestem ostatnio latawicą

Bowiem latam. Fruwam już na wysokości lamperii. Latam i załatwiam. Dlatego mnie nie ma. Kolejny wynajem mieszkania moich rodziców zbiegł mi się z przygotowaniami do budowy. W związku z tym niejednokrotnie muszę być w trzech miejscach naraz. I jestem. Przysięgam, sama nie wiem, jak to robię. Bo tu remoncik łazienki, gdzie kafelki leciały już na łeb przy lekkim trzaśnięciu drzwiami. A tam wizyta w hurtowni. A w tle walka z geodetą, starostwem i moim płotem. No piękniusio jest, powiem Wam. W tak zwanym międzyczasie wybucha domowa awanturka między moimi wspomnianymi rodzicami o to, czy marchewka była dogotowana, czy nie. A ja oczywiście na telefonie w samiutkim oku cyklonu... - Na pewno była po prostu aldente... - Robię sprytny unik. Remont prawie skończony. Alleluja! Wchodzę podziwiać dzieło, a tam...  jezioro łabędzie . Za spłuczką cieknie... Ale czym jest problem przeciekającego kibla wobec prawdziwego dramatu, jaki się rozgrywa w temacie niedogotowanej marchewki? No

Gdyby w mediach zrobił się szum...

...na temat niezidentyfikowanego obiektu, który w dniu dzisiejszym przetoczył się po ulicach Trójmiasta i blaskiem o niespotykanej mocy oślepił setki obywateli... uprzejmie proszę nie brać pod uwagę wizyty istot pozaziemskich. I nie panikować. To tylko ja. Umyłam dziś samochód.

No to po przenosinach...

Witam. :) Jeszcze czuję się tu trochę obco, ale jakoś na bloggerze wydaje mi się przytulniej, niż na wordpressie, którego admin poprzedniego serwisu proponował jako alternatywę. Powoli się tu jakoś urządzę, wstawię parę gratów, wpuszczę sierściuchy i mam nadzieję, że poczuję się jak w domu. Mam w tym jakby wprawę. ;) Zaraz wyślę Wam, drodzy Czytacze, mój nowy adres. Przeniosę też stare archiwum, niestety bez Waszych komentarzy. Szkoda... Rozgośćcie się i czujcie, jak u siebie. Witam na nowych śmieciach. :)