Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2019

Małe zuo

Zuo nie jest już takie małe, bowiem przekroczyło dwa kilogramy żywej wagi kota z kością. Już nie jest chudą glizdą, którą byłam w stanie chwycić i podnieść jedną ręką. Małe zuo nabiera masy i mocy . W chwili znalezienia, małe zuo miało prawie całkowicie zaklejone ropą oczy. Gdy infekcja zaczęła odpuszczać, powieki się uniosły i odkryły oczy małego demona. (Nie przesadzam - ona ma naprawdę tęczówki nie z tego świata.) Posunę się do śmiałego wniosku, iż małe zuo nieprzypadkowo znalazło się na mojej działce i przyczajone w zaroślach czekało... Okazało się prawdziwym remedium na problemy z Florianem, który zwykł ganiać i niejednokrotnie terroryzować wszystko, co się rusza. Teraz karma do Flora wróciła - znalazł się w niezwykłej dla siebie sytuacji - ktoś gania jego . Małe zuo czai się na kocura w każdym zakamarku, za każdym rogiem, w najmniej spodziewanych miejscach. Flor nie zna dnia, ani godziny. Dopadnięty, wali małego demona łapą przez łeb. Bezpardonowo. Demon oddaje mu pra

Z poradnika świeżo upieczonej madki bombelka...

Na niesfornego bombelka syczymy. I nie może być to jakieś tam anemiczne "psss..." To musi być stanowcze "phhhhh!" Inaczej bombelek się rozbestwi. U mnie ów system pedagogiczny zdaje egzamin. Bombelek już załapuje, że moje dłonie nie służą do ostrzenia pazurów, moje włosy to nie nici dentystyczne, a ogony rezydentów nie są do jedzenia. Mamy już pierwsze sukcesy wychowawcze. Czego i Wam, drogie madki, życzę. :)

U mnie i fajnie, i smutno...

Takie dwa w jednym - wash&go. Przeważają fajne rzeczy, bo dom mi się buduje - zalali wieniec, czekamy na drewno z tartaku i na początku października powstanie więźba. Potem okna, instalacje wewnętrzne i czekamy na wiosnę z posadzkami i tynkami. Trochę porumakowałam z tą chęcią wprowadzenia się jeszcze w tym roku. Nie chcę ryzykować. Wystarczy parę dni zimowego przymrozku, a tynki szlag trafi. A środki pieniężne ograniczone... I topnieją w oczach. Fajnie jest, bo Maję izoluję tylko na czas jedzenia. Mała szaleje, bawi się z Larą, zaczepia rezydentów, śpi w łóżku, wciskając się między Rudolfa i Kuzco. Ostatnio zaspana przylgnęła do Iwy. :) Florianowi potrafi pokazać, że się go nie boi. Ósemka jeszcze przed nią wieje. Śmiesznie jest z takim małym kocięciem. A czemu smutno?... Powiem Wam, że w powiedzeniu: "chcesz stracić przyjaciela - pożycz mu pieniądze" jest wiele prawdy. Tak ku przestrodze. Sytuacja bardzo niefajna. Ale ogarnę. Zainwestowałam w witaminę D Forte, bo ju

Nadaję z placu boju

Maja zdrowieje i żre za dziesięciu. Nie, nie je subtelnie, nie skubie, nie przekąsza... ŻRE. Tydzień temu, w gabinecie wet, była bardzo głodna. Podsypanymi chrupami się zainteresowała, ale nie wiedziała, że to jedzenie. Nie potrafi jeść suchego. Zatem edukuję gówniaka. Ponieważ kocie pasztety rąbie, jak koparka, zaczęłam mieszać je z suchym kittenem. Za każdym razem zmieniam proporcje na rzecz suchego - Maja wciąga. To dobrze rokuje. Bo w obecnej sytuacji nie mogę jej na dłuższą metę socjalizować z rezydentami - oni zjedzą jej pasztet, a dziecko będzie chodziło głodne (moje koty mają dostęp do suchej karmy cały czas). Zatem nie ma opcji, musi się nauczyć gryźć. Dziś wpuściłam do żłobka starszyznę. Szaleństwo! Majka ocierała się o kogo się dało - o Kuzco, o Rudolfa, o Iwę... Kuzco już ją traktuje jak swoje młode, Rudolf przestał syczeć, Iwa z Larą dały nogę, a Ósemka nie podeszła w ogóle. Flor syczy. I to syczy dość agresywnie. On potrzebuje więcej czasu. I to dodatkowy argume

Bystrzacha

Ósemka się właśnie zorientowała, że mamy dziecko na pokładzie. Po sześciu dniach. Mój Sherlock. :) Teraz chodzi w zwolnionym tempie, na sztywnych łapach, z oczami jak pięciozłotówki. Obserwuje. Próbuje podejść do Mai, żeby ją obniuchać, ale co mała się poruszy, Osiem spiernicza jak oparzona. Po paru minutach pingwiniasty szpieg Szoguna ponownie pojawia się na stanowisku obserwacyjnym, znowu usiłuje się skradać i... mamy replay. :) Siedzę i umieram ze śmiechu. :))

Ekhm...

Gdybym się  długo nie odzywała, to znaczy, że już po mnie. Majka żre jak smok. Nie... Jak stado smoków. Zaraz pożre mnie i resztę stada. Ratunku?... :)

Majka

Pojechałam dziś na działeczkę, albowiem zalano mi strop i wylano schody. Ale, siedząc jeszcze w robocie, zastanawiałam się, czy pojechać dziś, czy może jutro. Cwany los jednak wie, co robi, bo pojechałam dziś. Obcykałam domostwo i już prawie wsiadałam do samochodu, gdy usłyszałam z krzaków cichutkie kwilenie. Zanurkowałam w krzaczory, a tam... małe zapłakane kocie dziecko... :( Zakiciałam, a malutka natychmiast wskoczyła mi na ręce, przytuliła się mocno, kichnęła siarczyście i zagruchała. Gonitwa myśli... Co robić... Przecież nie zostawię... Nie zasnęłabym... Co robić... Znajomi zakoceni po zęby... Fundacje pękają w szwach... Schronisko to dla takiego malucha pewna śmierć... Co robić... Kicia przylgnęła do mnie całym swoim drobnym ciałkiem i odpaliła traktor. Okropna bida z niej - gabaryty dwóch głów Rudolfowych, chuda jest straszliwie, takie całe 1,1 kg kota z kością (te 0,1 to zapewne stadko jej wszy) i galopujący koci katar w gratisie. Na szczęście gałki oczne nie zaat