Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2020

Ten, kuźwa, uczuć...

...gdy słynny w naszych kręgach patomorfolog, który pojawia się przy zwłokach na nasze wezwanie w miejscu znalezienia tychże, w celu przeprowadzenia oględzin i ewentualnego stwierdzenia zgonu... ... A następnie przez telefon mi oznajmia: "To do zobaczenia, Tunia..." ...i niniejszym przyprawia mnie o spadek kapci. (Już się kładę, a kapcie jeszcze leżą w przedpokoju...)

Breaking news

Od jakiegoś czasu codziennie wstaję z zawalonymi zatokami. I codziennie cierpliwie przepłukuję te nieszczęsne zatoki, żeby jak najszybciej zacząć funkcjonować jak człowiek, jeszcze przed zawitaniem na zakładzie. W obecnej sytuacji każde najdelikatniejsze smarknięcie czy kichnięcie grozi publicznym linczem. So... - Mysza, ty się udaj do alergologa. Ja tak tylko grzecznie sugeruję... - Oj daj żesz ty spokój. Miałam w życiu dwukrotnie złamany nos, będąc w stadium bachora. Mam w związku z tym przekrzywioną przegrodę i wieczny problem z tymi zatokami. Przecież wiesz. - Wiem. Ale mam wrażenie, że teraz jest jakby gorzej. Weź i się udaj.  Udałam się zatem. I... Tadam! Mam alergię na futrzaki. Kumacie ten paradoks? Dawno żadna diagnoza lekarska mnie tak nie powaliła na łopatki. Siedzę i ryczę. Ze śmiechu. :)

Będę brał cię w aucie... znaczy... w antykwariacie...

Paweł rwie mnie na antyki. Dębowe. Cały salon już został zaopatrzony, choć jeszcze nie ma posadzki i tynków. Ale meble owszem. Są. Pochwalę się, jak już będą stały. ;)

Na poprawę nastroju...

... zawsze mruczenie kota. I ogarnięty elektryk. I sąsiad, który z męczydupy stał się przytulaśnym misiem. I zasmażka. Ale przede wszystkim koty. Howkh.

Budowa, kurwa mać

Pierwszy był hydraulik, który raczył poinformować mnie, że drugi raz z rzędu ich nie będzie, bo z córką jedzie na badania. (Kurwa - hora curka = syndrom dnia poprzedniego, tak?) Potem podkurwili mnie w robocie. Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa względem tych dzbanów, więc szczegóły sobie daruję. (Z bólem serca wielkim.) Następnie wpieniła mnie blondi, która zaparkowała swojego rzęcha tak, że skutecznie zablokowała wyjazd trzem innym pojazdom, w tym mojemu. Co się bladzi naszukałam w budynku, to moje. (Nawet nie zwymyślałam, bo iloraz inteligencji miała wypisany na facjacie, a leżącego się nie kopie.) Kolejnym delikwentem był pan kierowca z Pruszcza, który postanowił zajechać mi drogę z podporządkowanej, żeby następnie pruć szalone 30km/ha. Gdy niemal zatrzymał się przed progiem zwalniającym (kuuurwa, wysiądź jeszcze z tego samochodu i go przenieś na plecach, pipo!), jeszcze byłam w miarę. Ale, gdy się zatrzymał na rondzie, żeby przepuszczać sznur aut z prawej (lewa pusta jak

Zdrowie na budowie

Aktualnie mam stan surowy zamknięty. A tam działają już elektrycy i hydraulicy, starając się posyłać sobie wzajemne uśmiechy i nie wchodzić jeden drugiemu w drogę. Ja za to odbieram od nich dziesiątki telefonów dziennie. W sumie to dobrze - lepiej, żeby zadzwonili i dopytali, niż mieliby coś spartolić, c'nie? Któryś z telefonów z rzędu: - Kierowniczko... - Jeszcze raz pan powie do mnie "kierowniczko", a przysięgam, że przyjadę i tak panu przykierowniczkuję, że przypomni pan sobie poprzednie wcielenia... - Ok. Jo. Ok. Nie było tematu... Zatem... Tego... No... Szefowo... W mordę jeża, matko świnta, ja pierdzielę... Niech mnie ktoś przytuli, bo mam kryzys!

Karma

Nieco ponad dziesięć lat temu dane mi było pracować w bardzo fajnej firmie. Miałam super szefa i fantastyczny zespół. Wierzcie mi, aż się chciało wstawać, by iść do pracy na siódmą rano. Zarobki też były bardzo w porządku. I pracowalibyśmy tam wszyscy do tej pory, gdyby nie pewien... nazwę jegomościa kulturalnie: pan z Rady Nadzorczej. Otóż pan z Rady Nadzorczej usiłował naszymi rękami napchać sobie portfel, niekoniecznie uczciwie. Kto się stawiał - miał przerąbane. W momencie, kiedy nasz szef oficjalnie i twardo stanął okoniem, został odwołany, a pan z Rady Nadzorczej powołał się na jego miejsce. Wiedziałam, że to dla mnie była mogiła. Mało tego - jako lojalny i najbliższy pracownik szefa - niemal organoleptycznie poczułam już ciężar nagrobka na piersi. I nie myliłam się. Wytrzymałam tam jeszcze kilka miesięcy (miałam kredyt). I przez te kilka miesięcy pan z Rady Nadzorczej z rozkoszą się nade mną znęcał. Taki, wiecie, mobbing w czystej postaci. (Nosiłam się potem z zamiarem