Jestem ostatnio latawicą
Bowiem latam.
Fruwam już na wysokości lamperii.
Latam i załatwiam.
Dlatego mnie nie ma.
Kolejny wynajem mieszkania moich rodziców zbiegł mi się z przygotowaniami do budowy. W związku z tym niejednokrotnie muszę być w trzech miejscach naraz.
I jestem.
Przysięgam, sama nie wiem, jak to robię.
Bo tu remoncik łazienki, gdzie kafelki leciały już na łeb przy lekkim trzaśnięciu drzwiami.
A tam wizyta w hurtowni.
A w tle walka z geodetą, starostwem i moim płotem.
No piękniusio jest, powiem Wam.
W tak zwanym międzyczasie wybucha domowa awanturka między moimi wspomnianymi rodzicami o to, czy marchewka była dogotowana, czy nie. A ja oczywiście na telefonie w samiutkim oku cyklonu...
- Na pewno była po prostu aldente... - Robię sprytny unik.
Remont prawie skończony. Alleluja! Wchodzę podziwiać dzieło, a tam... jezioro łabędzie. Za spłuczką cieknie...
Ale czym jest problem przeciekającego kibla wobec prawdziwego dramatu, jaki się rozgrywa w temacie niedogotowanej marchewki? No czym?... Pikusiem.
Chłopaki zajechali i poprawili.
Gitara.
Miła pani w starostwie, zamiast zrobić mi dobrze i grzecznie wydać pozwolenie na budowę, przypiernicza się do wielkości pieczątek w papierach i do tego, że schody są poza obrysem.
I nagle, na ostatnią chwilę mam na mapie przestawiać budynek o całe zawrotne dwadzieścia centymetrów, bo inaczej mogiła.
- Spoko. Zmienię schody na terenowe. Na projekcie nie będą wylewane, tylko z kostki na podsypce. Wtedy nie przesuwamy budynku - wysyczała Monia konspiracyjnie. - A potem i tak wylejesz. Pies z kulawą nogą się nie dopatrzy.
Kocham ją szczerze i dozgonnie.
Wracam do domu zrąbana jak koń po westernie, a tam...
- Mrau! Mrauuu! Mrauuuuuuu! Nie żarłem przez cały tydzień!
Zerkam - miski pełne.
Reszta kotów spoko - rozumieją, doceniają, ba, wspierają nawet.
Ale Florian... Florian, proszę Państwa, to stan umysłu.
Wizja kapci z białym futerkiem klaruje się w mojej głowie coraz wyraźniej...
Fruwam już na wysokości lamperii.
Latam i załatwiam.
Dlatego mnie nie ma.
Kolejny wynajem mieszkania moich rodziców zbiegł mi się z przygotowaniami do budowy. W związku z tym niejednokrotnie muszę być w trzech miejscach naraz.
I jestem.
Przysięgam, sama nie wiem, jak to robię.
Bo tu remoncik łazienki, gdzie kafelki leciały już na łeb przy lekkim trzaśnięciu drzwiami.
A tam wizyta w hurtowni.
A w tle walka z geodetą, starostwem i moim płotem.
No piękniusio jest, powiem Wam.
W tak zwanym międzyczasie wybucha domowa awanturka między moimi wspomnianymi rodzicami o to, czy marchewka była dogotowana, czy nie. A ja oczywiście na telefonie w samiutkim oku cyklonu...
- Na pewno była po prostu aldente... - Robię sprytny unik.
Remont prawie skończony. Alleluja! Wchodzę podziwiać dzieło, a tam... jezioro łabędzie. Za spłuczką cieknie...
Ale czym jest problem przeciekającego kibla wobec prawdziwego dramatu, jaki się rozgrywa w temacie niedogotowanej marchewki? No czym?... Pikusiem.
Chłopaki zajechali i poprawili.
Gitara.
Miła pani w starostwie, zamiast zrobić mi dobrze i grzecznie wydać pozwolenie na budowę, przypiernicza się do wielkości pieczątek w papierach i do tego, że schody są poza obrysem.
I nagle, na ostatnią chwilę mam na mapie przestawiać budynek o całe zawrotne dwadzieścia centymetrów, bo inaczej mogiła.
- Spoko. Zmienię schody na terenowe. Na projekcie nie będą wylewane, tylko z kostki na podsypce. Wtedy nie przesuwamy budynku - wysyczała Monia konspiracyjnie. - A potem i tak wylejesz. Pies z kulawą nogą się nie dopatrzy.
Kocham ją szczerze i dozgonnie.
Wracam do domu zrąbana jak koń po westernie, a tam...
- Mrau! Mrauuu! Mrauuuuuuu! Nie żarłem przez cały tydzień!
Zerkam - miski pełne.
Reszta kotów spoko - rozumieją, doceniają, ba, wspierają nawet.
Ale Florian... Florian, proszę Państwa, to stan umysłu.
Wizja kapci z białym futerkiem klaruje się w mojej głowie coraz wyraźniej...
Nie zazdroszczę. Ja mam w planie niewielki remont na jesieni. Jeden pokój i przedpokój. Ewentualny wykonawca przyszedł obejrzeć, miał zadzwonić po tygodniu co i jak i cisza od ponad m-ca. Telefonu nie odbiera. W moim mieście o fachowca baaardzo trudno. Większość wyjechała i pracuje za lepsze pieniądze. Życzę samych sympatycznych i życzliwych ludzi po drodze i szybkiego tempa robót. No i więcej czasu dla kotów :)
OdpowiedzUsuńNa tematy budowlane wolę się nie wypowiadać ...
OdpowiedzUsuń