Nareszcie
Nareszcie po świętach.
Możecie mnie nazwać aspołecznym ponurakiem, ale przyznaję się niniejszym, że świąt nie lubię.
Irytują mnie dzwoneczki i mikołaje, bombardujące mnie z mediów już od października.
Żenujące są dla mnie wierszyki bożonarodzeniowe i sztampowe życzenia wysyłane smskami, na zasadzie: kopiuj-wklej, a następnie: wyślij wszystkim.
A już najbardziej wkrówiają mnie fejsbukowe łańcuszki, zaśmiecające mi co roku mesendżera.
Najchętniej zaszyłabym się pod ciepłą kołdrą z butelką dobrego wina i przeczekała to całe szaleństwo.
Co roku kombinuję, jak by się tu wyłgać z rodzinnego świętowania... Wszystko już przerobiłam: od przeziębienia zaczynając, na ostrym ataku wyrostka kończąc. I co roku cały misterny plan idzie w tzw. pizdu, bo po prostu szkoda mi moich rodziców, dla których rodzinna gwiazdka jest świętością.
I tak o. Co roku zaciskam zęby i jadę. I staram się przetrwać. I kiedy w końcu wracam do domu, biorę oddech, odpalam Netflixa, otwieram wino, przytulam sierściuchy i napawam się ciszą i świętym spokojem.
Tym razem pod moją nieobecność dziecko mi wydoroślało. Tak właśnie.
Wracam, a tu wita mnie Majka i jej pierwsza ruja.
Krąży, bidulka, od kocura do kocura, ale żaden z obecnych nie kmini, o co kaman... (Gdzie ci mężczyźniii... Prawdziwi tacyyy...)
Swoją drogą mam szczęście, bo ruja Mai w kontekście natężenia popisów wokalnych plasuje się tak pomiędzy Iwą a Larą - Iwa tylko cicho gruchała, ocierając się o sprzęty, podczas gdy Lara darła gębę tak, że gasiłam światła w mieszkaniu i udawałam, że mnie nie ma, z obawy przed przymusową eksmisją, tudzież wizytą TOZ-u z powodu znęcania się nad kotem ze szczególnym okrucieństwem.
No cóż... Jutro lecimy na zastrzyk i przygotowujemy się psychicznie do sterylki kolejnej panny.
A co u Was?
Możecie mnie nazwać aspołecznym ponurakiem, ale przyznaję się niniejszym, że świąt nie lubię.
Irytują mnie dzwoneczki i mikołaje, bombardujące mnie z mediów już od października.
Żenujące są dla mnie wierszyki bożonarodzeniowe i sztampowe życzenia wysyłane smskami, na zasadzie: kopiuj-wklej, a następnie: wyślij wszystkim.
A już najbardziej wkrówiają mnie fejsbukowe łańcuszki, zaśmiecające mi co roku mesendżera.
Najchętniej zaszyłabym się pod ciepłą kołdrą z butelką dobrego wina i przeczekała to całe szaleństwo.
Co roku kombinuję, jak by się tu wyłgać z rodzinnego świętowania... Wszystko już przerobiłam: od przeziębienia zaczynając, na ostrym ataku wyrostka kończąc. I co roku cały misterny plan idzie w tzw. pizdu, bo po prostu szkoda mi moich rodziców, dla których rodzinna gwiazdka jest świętością.
I tak o. Co roku zaciskam zęby i jadę. I staram się przetrwać. I kiedy w końcu wracam do domu, biorę oddech, odpalam Netflixa, otwieram wino, przytulam sierściuchy i napawam się ciszą i świętym spokojem.
Tym razem pod moją nieobecność dziecko mi wydoroślało. Tak właśnie.
Wracam, a tu wita mnie Majka i jej pierwsza ruja.
Krąży, bidulka, od kocura do kocura, ale żaden z obecnych nie kmini, o co kaman... (Gdzie ci mężczyźniii... Prawdziwi tacyyy...)
Swoją drogą mam szczęście, bo ruja Mai w kontekście natężenia popisów wokalnych plasuje się tak pomiędzy Iwą a Larą - Iwa tylko cicho gruchała, ocierając się o sprzęty, podczas gdy Lara darła gębę tak, że gasiłam światła w mieszkaniu i udawałam, że mnie nie ma, z obawy przed przymusową eksmisją, tudzież wizytą TOZ-u z powodu znęcania się nad kotem ze szczególnym okrucieństwem.
No cóż... Jutro lecimy na zastrzyk i przygotowujemy się psychicznie do sterylki kolejnej panny.
A co u Was?
Rodzin się rozjechała - możemy iść na spacer :D
OdpowiedzUsuńUlga. c'nie? ;)
UsuńI tak, i nie ... rzadko się widzimy, bo około 6 godzin drogi, to "wyprawa". Za daleko by tylko wpaść na kawę :D
UsuńCo u mnie ? Jest Pani na prawdę ciekawa co u mnie czy to tylko te obrzydliwe:"jak się masz" ? i odpowiedź- ;'świetnie'. Właśnie umarłam. Trochę bez sensu tęsknic za czymś czego nie ma.Za kimś kogo nie ma ale czy to moja bajka i mój raj. Moje psy zabiły juz osiem kotów. Nie wiem jak ich tego oduczyć.
OdpowiedzUsuńPytanie było skierowane raczej do osób, z którymi znam się bliżej.
UsuńPsów nie puszczałabym samopas... Bardzo ryzykowne działanie.
A jeśli koty były czyjeś - pociągnęłabym Pana do odpowiedzialności.
Art. 35 KK - za nie upilnowanie psów grozi Panu do 3 lat pozbawienia wolności.
Pozdrawiam obrzydliwie świątecznie. :)
Nigdy nie lubiłam świąt wszelakich. Kiedyś też myślałam, ze nie wypada olać rodziców i teściów, dzisiaj ponad 2 tys. km przemierzają dzieci i wnuki, żeby mnie uszczęśliwić na ponad 2 tygodnie. A ja chętnie bym spędziła ten czas gdzieś w górach, nawet samotnie.
UsuńIlość żarcia i picia jaką wnoszę na 3 piętro jest koszmarna, do tego stanie przy garach i usługiwanie przy stole. No i codzienne bezsensowne sprzątanie, bo po godzinie i tak jest bałagan. Na ból kręgosłupa i kolan już nie pomagają żadne leki.
Atuna, nie sprzątałabym. tan. nie na bieżąco.
UsuńSprzątnęłabym po wyjeździe - a komu przeszkadza, to nie ma przepisu, że nie można ogarnąć mieszkania mamusi i babci pod jej światłym przewodnictwem.
Takim z użyciem palca wskazującego: o, jeszcze pod stołem ... i za szafą ... :D
Warmia - zgadzam się w pełni. Wywiesić tabliczki informacyjne: samoobsługa. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńJak ja się cieszę, że piszesz nadal. Dziś odnalazłam Twojego bloga. Nie udzielam się zbyt w komentarzach, ale czytam Cię od dawna i te wpisy też nadrobiłam.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę niezmiennie poczucia humoru i podejścia do życia. Pozdrawiam (nie-okrzesana)
Witaj. :)
Usuń