U chirurga

Czyli jak to żem se świństwo z łydki usuwała:

- No to jedziemy - oświadczył subtelnie dochtore, ujmując skalpel.

Sru! Pierdut! Chlast!
Moja jucha niniejszym opryskała sikiem prostym dochtore, pielęgniarkę i pół gabinetu.

- Hm... Zawsze ma pani takie wysokie ciśnienie?...
- Tylko w gabinecie lekarskim, gdy ktoś gmera mi żelastwem w tkankach. Bez urazy, panie doktorze, ale jestem teraz w stanie wymienić co najmniej dziesięć miejsc, w których wolałabym się w tym momencie znaleźć...


...

- Teraz pani szybko wraca do domu i leży. Wypisuję zwolnienie do końca tygodnia...
- Nieee!
- Co nie?...
- Pan wypisuje do czwartku. W piątek moja więźba dachowa przyjeżdża.
- Ale...
- Żadne ale. Czekam na to cholerne drewno od miesiąca. Ale do czwartku bardzo chętnie.


Wycięte świństwo wyruszyło na histopatologię. A ja leżę sobie niniejszym przez trzy kolejne dni, a równocześnie odbieram histeryczne telefony z pracy (A jak to zrobić?... A jak tamto?... A gdzie zadzwonić z tym?... A tamtego gdzie szukać?...) i czuję się mega niezastąpiona. ;)

I tak o.

Komentarze

  1. To życzę powrotu do pełnego zdrowia już we czwartek. Czy kociaste pomagają w rekonwalescencji?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrowiej! okłady z kotów, wstawanie tylko na siusiu :D, jedzenie sobie daruj, schudniesz, tylko wody sobie nie żałuj ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Muszę się wygadać, cholera jasna... (będę przeklinać)

Albowiem zeszłam srogo...

Wkurw-post