Posty

Wyświetlanie postów z 2024

Filip i Julian - związek nieidealny

Każdy kot ma inny charakter. Nie ma dwóch takich samych kotów na tym łez padole - zarówno pod kątem umaszczenia, jak i charakteru i cech osobniczych.   Filip kocha wszystkich: koty, psy, ludzi... Pokochałby hipopotama, gdyby miał taką możliwość. Julian natomiast jest totalnym outsiderem - pacyfistą wprawdzie, ale nie przepada za interakcjami z innymi przedstawicielami swojego gatunku.    Filip nie przyjmuje tego faktu do wiadomości i uparcie Juliana adoruje. Julian reaguje irytacją i w końcu wrzaskiem. Krew się nie leje, ale efekty dźwiękowe wydawane przez obu panów wbijają mnie w krzesło. Odbijam się i lecę z interwencją.    Do Filipa reprymendy nie docierają - wszak jest AŻ kotem, nadgatunkiem, który głęboko w ryżej dupie ma moje uwagi.    A ja muszę uspokajać Juliana, że Filipek młody i głupi, i że mu w końcu przejdzie. Julian wybacza. I najlepiej się czuje w pościeli, przy mnie, śpiąc z głośnym chrapem przy mojej szyi.:)  

Idealny partner...

 ... to taki, który potrafi z Tobą usiąść i po prostu wspólnie pomilczeć. Czasem są takie dni, że głos więźnie w gardle, a łzy cisną się do oczu. I człowiek ma ochotę wybuchnąć. Ale tego nie robi i po prostu milczy. Mam tak często. Siadam i gapię się w ścianę, jak sroka w gnat. A on wraca, nie pyta o nic, nie leci obłapiać, tylko siada obok. I milczy ze mną. I tak sobie siedzimy. Milczymy. Wspólnie odreagowujemy ciężki dzień. Bardzo cenię sobie takie chwile.

Wymiana zdań dwóch policjantów w korytarzu...

- Masakra, co nie? - Nooo... Człowiek sobie tak siedzi i myśli, że w sumie nie jest tak źle... Ale jest masakra... - Nooo... I zadumałam się nad tą głębią...

Obyś nigdy nie miała do czynienia z prokuratorem...

 Takich oto przestróg wysłuchiwałam od mojej matki, gdy byłam nastolatką. A nastolatką byłam trudną, charakterną i buntowniczą. Ci i rusz ładowałam się w towarzystwo różnorakich dziwnych ludzi, fascynowali mnie. Gdy byłam młodą dziewczyną, imponowali mi różne typy spod ciemnej gwiazdy, bo przecież wiadomo, że łobuz kocha najbardziej, ne spa?... ;) Nigdy jednak nie popadłam w najmniejszy nawet kontakt z prawem. Zawsze miałam swój bufor, który pozwalał mi na wytyczanie granic. Byłam badgirl, ale w granicach rozsądku i instynktu samozachowawczego, który jednak posiadałam. I co?  I gówno. :) Mimo to dziś mam do czynienia z prokuratorem. I to z niejednym.  W ramach obowiązków służbowych wspomagam ich pracę, poprawiam błędy, wspieram merytorycznie. Niektórych lubię, innych toleruję, są też tacy, z którymi się przyjaźnię. Naprawdę fajni ludzie, choć - ostrzegam - cholernie spostrzegawczy. Żadna moja chwilowa deprecha czy oznaki wypalenia zawodowego im nie umkną. Nie próbujcie ic...

Zdradziłam... Znowu...

  Gdy wróciłam do domu, woniejąc mieszanką berneńczyka, goldena, labradora, buldożka, sierściucha rasy nieokreślonej oraz kilku kotów, trzy psie nosy obwąchały mnie dokładnie, a następnie trzy pary oczu zmiażdżyły mnie pełnym potępienia spojrzeniem, które wyrażało ni mniej, ni więcej: ŚMIERDZISZ ZDRADĄ!

Nienawidzę much

Nie ma drugiego takiego stworzenia na ziemi, którego bym nienawidziła równie mocno. Nawet komary i pomrowy są u mnie na wyższej półce. Mieszkam na wsi, więc tego cholerstwa mam zatrzęsienie. W domu są psy, koty i rośliny mięsożerne, więc jednak musza populacja ponosi tu spore straty. Ale nadal są. Niechby sobie toto latało i brzęczało, omijając moją skromną osobę. Ale NIE! Toto mnie wkrówia, lądując co i rusz na moich rękach albo twarzy. Oczyma wyobraźni widzę te resztki żarcia zwisające z ich paszcz (a wszyscy wiemy, co te ścierwa żrą, ne spa?), te owłosione nogi unurzane resztkami ww. żarcia, obute w śmierdzące pepegi, w których po ww. żarciu truptały. Błagam o sposób na te cholery. Szczelne zamykanie okien nie wchodzi w grę - cenię sobie świeże powietrze. Lepy też odpadają - są niehumanitarne i narażają owady na cierpienie (nie znoszę ich, ale to nie oznacza, że mam je torturować). Help. Anybody? :(

Śledztwo...

 Leżę ja sobie wczoraj w łóżeczku i słucham kryminalnych podcastów, tak na lepsze zaśnięcie... Ostatnio na tapecie są seryjni mordercy. Kanibale są mile widziani, bo usypiają mnie bardziej. (Jestem zdrowo walnięta, wiem.) I tak sę leżę w tym łóżeczku i nagle, wtem...  (Nie, nikt nie wtargnął do mojego domu, żeby mnie zabić, poćwiartować, a następnie zrobić ze mnie kebaba... Nie, nie...) Wtem... Bardzo wyraźnie dociera do mnie woń kociego szczocha. Tak właśnie. Jedyny, niepodrabialny, unikatowy, miauwa, zapaszek. Myślę sobie: "kuwety na strychu, jutro się ogarnie" i wpadam w fazę REM. Dziś jest nowy dzień, kuwety ogarnięte, a szczoch nadal czule otula moje nozdrza. Sprawdziłam podłogę, pościel, materac... Spoko. ... Dziś ratuję kanapę pod schodami. Któryś postanowił ją ochrzcić i nawet próbował zakopać miejsce zbrodni, sądząc po śladach pazurów pozostawionych na tejże. Mam proszek do prania, sodę oczyszczoną i ocet. Żywcem mnie nie wezmą. Powtarzanie sobie jak mantrę: "ko...

Wypoczywam...

 Zaczął się drugi dzień mojego urlopu. Drugi z trzech. Borze szumiący, zaplanowałam sobie wielkie porządki w ogrodzie i w domu, a tymczasem robię NIC i jest mi z tym dobrze. Takie robienie NIC świetnie działa na psyche i uwalnia umysł od makabrycznych obrazów, jakie miewam prawie na co dzień w pracy. Mam ciszę i spokój. Mam moje psy i koty. Mam moje rośliny.  Mam D., który też wygospodarował sobie wolny jeden tydzień, żebyśmy wspólnie spędzili trochę czasu bez tego całego służbowego wariactwa. Bo on też nie ma roboty różami usłanej. Bo kogóż to ja mogłam poznać w pracy... Albo bandziora, albo policjanta. Z dwojga złego trafiło ma funkcjonariusza, bardzo fajnego, którego obecność koi moją duszę. Miła odmiana po moich byłych. Chłonę ten sielski czas, póki mogę.

Czwartkowo...

  Internet jest tak pełen świrów maści wszelakiej, że czasem aż strach się logować. Choć czasami, gdy mam nastrój, lubię sobie z nimi podyskutować. Lecz gdy rozmowa osiąga kosmiczne granice absurdu, odpuszczam. Dziś zaczepiła mnie jedna pani, która miała w profilu imię Angelika (sic!), przedstawiła się jako Helena i zaproponowała, że mnie odwiedzi i przeprowadzi egzorcyzmy. Grzecznie odmówiłam, szczerze przyznając, że niejeden już bezskutecznie próbował, a poza tym aktualnie mam lekki bajzel i nie przewiduję gości z daleka. Ja takich świrów przyciągam jak magnes, serio serio. Nie wiem, jak to się dzieje, ale się dzieje. Jest takie powiedzenie, że ciągnie swój do swego, w związku z tym trochę się martwię i rozważam przeanalizowanie swojego życia. :/

...

  Dziś pożegnaliśmy bliskiego człowieka. I napisać o tym muszę, bo od dwóch dni żyję w szoku i rozpaczy. I nadal do mnie nie dociera, co się wydarzyło. Kochany mój najbliższy Sąsiedzie... Początki naszej znajomości nie były różami usłane, ale dotarliśmy się z czasem i okazałeś się cudownym Człowiekiem. Dziękuję Ci za czujne doglądanie placu budowy mojego domu obok, za wszelką pomoc, jaką okazałeś mi w trakcie robót budowlanych, za nasze wszystkie wspólnie spędzone święta, za podwózki do pracy, gdy mi samochód nawalił, za nasze wspólne drinki, za pomoc przy uruchamianiu tej mojej koszmarnej kosiarki, za wspólne rozmowy, za ten zawsze obecny na Twojej twarzy uśmiech, za to, że wychowałeś swoje dzieci na porządnych ludzi (zasadniczo mi z dziećmi nie po drodze - Twoje podbiły moje serducho od razu), za Misię... Naszej małej wspólnocie tutaj będzie Ciebie bardzo brakowało. Mi będzie Ciebie bardzo brakowało. Byłeś bardzo dobrym Człowiekiem. Do zobaczenia po drugiej stronie...

O TikToku u słów parę...

Kilka miesięcy temu zarejestrowałam się na TikToku. Niczego tam nie udostępniam, już po paru dniach zorientowałam się, że w znakomitej większości aplikacja ta została opanowana przez świrów maści wszelakiej i komentujących filmiki tych świrów ludzi mocno nieletnich. Oczywiście nie generalizuję - zdarza mi się tam trafiać na całkiem przyzwoite treści, zamieszczane przez niegłupich ludzi, a TikToka przeglądam głównie dla rozrywk,i poszukując filmików, które wywołają uśmiech na moim posępnym obliczu i odstresują nieco. Ostatnio na TikToku króluje niejaki Wade Wilson. I powiem Wam, że jestem - delikatnie mówiąc - mocno skonsternowana. Wade jest totalnym psycholem, który w bestialski sposób zamordował dwie kobiety. W zakładzie karnym przebywa od 2019 roku i aktualnie ława przysięgłych żąda dla niego kary śmierci. Wade zabił z zimną krwią te dziewczyny - nie dlatego, że czymś mu się naraziły, że go zdenerwowały, okradły, zdradziły, nie... On nie miał z nimi żadnych relacji, były dla niego ko...

Z pamiętnika ogrodnika...

 ...  czyli wieści z frontu: Dzień 1 - posadziłam rasputina, na paluszkach, cichaczem na wdechu, niemal pod osłoną nocy. Dzień 2 - pilnuję, roślina jest na miejscu, nietknięta jako ta dziewica konsekrowana. Dzień 3 - Kajcisław nadal się nie zorientował...

Julian

  Nie pisałam wcześniej o Julku, bo miał być tymczasem. Został. Oczywiście. Jako, że mam urlop, załatwiam wszelkie ważne sprawy. Dziś miała miejsce wizyta naszego lekarza rodzinnego w celu zaszczepienia psów przeciwko wściekliźnie, pobrania krwi Kuzco, żeby sprawdzić, czy u seniora wszystko działa jak należy, oraz podania leku w iniekcji Julianowi, który ma lekki stan zapalny dziąseł i w związku z tym zaposiada lekko zabójczy chuch. Wszarze okazały się - jak zawsze - super pacjentami, Kuzco uskuteczniał ociery o dłonie doktora, czym nie ułatwiał, natomiast Julian... No Julianowi akcja się leciuchno nie spodobała... To, że zdolności wokalne Juleczek ma ponadkocie, przekonałam się już w trakcie jego łapania (naprawdę wysokie C). Natomiast dziś jestem bogatsza o dodatkową wiedzę - zaognienie dziąseł jest wprost proporcjonalne do siły zacisku kocich kłów. I OCZYWIŚCIE nie mógł mi zmasakrować tej bolącej już ręki. Musiał mi zrobić mielonkę z tej zdrowej. Jestem aktualnie wyłączona obust...

Rajmund

  Moje niedotykalskie kocie dziecko, które już jako mały berbeć pokazało charakterek, co podczas szczepienia przypłaciłam krwią i blizną. Mój jedyny kot, który nigdy mi nie zaufał na tyle, żeby dać się pogłaskać. Jedyne, na co pozwala, to delikatnie dotknąć swój nos i to z odpowiedniej odległości. Już dawno pogodziłam się z tym faktem i nie próbuję na siłę naruszać jego prywatnej przestrzeni. Rajmund za to jest jedynym kotem, który codziennie wita mnie swoją zdegustowaną miną pt.: "ech-człowieki-to-cud-że-wasz-nędzny-gatunek-jeszcze-nie-wyginął", czym rozbawia mnie do łez. Choćbym nie wiem jak podły dzień miała, wyraz jego kociej facjaty neutralizuje wszystko. A dziś Mundek, po prawie dwóch i pół latach tolerowania mnie w swoim domu, postanowił zorganizować mi dzień matki. Wskoczył rano na łóżko, strzelił mi baranka w rękę i łaskawie wystawił rude zaplecze do głaskania. Dotknęłam go pierwszy raz w życiu i chyba mu się spodobało - zamruczał i po paru sekundach stwierdził, że j...

Albowiem zeszłam srogo...

  Weszłam ci ja dziś wieczorkiem na pewną kocią grupę (czort mnie jakiś podkusił) i przeczytałam MĄDROŚĆ ROKU (a mamy dopiero marzec): "Koci FIP jest efektem mutacji KORONAWIRUSA. Więc nie jest zaraźliwy. To nie wirus, to tylko mutacja." Jprdl... Po cholerę ja tyle czasu zmitrężyłam kończąc weterynarię i uczyłam się diagnostyki chorób naszych braci mniejszych? Wszak w sieci jest tylu echspertów, którzy w krótkich słowach mi wyjaśnią, że zmutowany wirus to już nie jest wirus, więc nie zakaża już, spoko, a koronawirus i herpeswirus, to jeden pies i na wuj drążyć temat. Zabrnęłam już oto na koniec internetów, załamałam się sromotnie i uznałam, że czas na reset. :(

O świadkach J. słów kilka...

  Nie wiem, jak w mieście, ale na wsi świadkowie Jehowy chodzą stadami. Wkraczają na rewir, następnie dzielą się na 2,3-osobowe oddziały i przypuszczają szturm na każdy dom równocześnie. Zawsze wychodzę do nich, uprzednio puszczając na posesję psy, gdyś ww. świadkowie są wprawdzie bardzo grzeczni, ale niestety równie bardzo namolni. Obecność psów u mojego boku szybciej ich zniechęca. Dygresja mała... Baki budził respekt. Samym wyglądem. Z nim czułam się bezpiecznie. Kora i Kira boją się obcych, choć nadrabiają ujadaniem, a Kajtek cóż... Kajtek jaki jest, każdy widzi. Jego postura i fizjonomia nie zdradza, że Kajcisław nie bierze jeńców i przegryza tętnicę w 5 sekund. Zatem respektu nie wzbudza. Nie, żebym nie czuła się bezpiecznie tu, gdzie mieszkam - okolica spokojna, sąsiedzi wspaniali. Nawet, jeśli któryś z sąsiadów jest niebezpiecznym gangsterem czy seryjnym zabójcą, to jest nim absolutnie dyskretnie. Mimo to bez Bakiego już nie jest tak samo... Wracając do świadków Jehowy, mus...

Sąsiedzi mnie ogarniają

 Serio. Po śmierci Bakiego Kora i Kira odczuły impuls, żeby wyjść na zewnątrz szukać przyjaciela. Do tej pory bały się smyczy. Założyłam dziewczynom szelki i wyszłyśmy na pierwszy 5-minutowy spacer. Mamy przełom! Od tej pory codziennie wychodzimy na spacery. Sąsiadka bierze swojego Aresa i mojego Kajtka, a ja dziewczyny, i codziennie przemierzamy kilkukilometrowe wędrówki. Psy szczęśliwe. :) A wieczorem zachodzę do innych sąsiadów, żeby podać Teodorowi zastrzyk. Teo jest dzielnym kotem, u którego wykryto raka kości, na szczęście bez przerzutów na organy wewnętrzne. Teoś od kilku tygodni świetnie sobie radzi na trzech łapach (po amputacji czwartej), a ja podaję leki podskórnie. Niniejszym sezon na zazdroszczenie mi fantastycznych sąsiadów uważam za otwarty. (Czy przestałam wyć z tęsknoty za Bakim? Nie.)

Bez tutułu

  Znalazłam jedno z ostatnich zdjęć, gdzie Baki jeszcze czuł się w miarę dobrze, leżał z Kajtkiem i patrzył ma mnie z taką miłością... Pod koniec życia odmówiły współpracy stawy w jego łapkach i mięśnie ud. Pomagałam mu wychodzić się załatwiać. Dopóki jadł, była nadzieja. Tego ostatniego dnia odmówił jedzenia. Wiedziałam, że to oznacza początek końca... Próbowałam pomóc mu wyjść - wszystkie cztery łapy odmówiły posłuszeństwa... Rozpłakałam się, usiłując go podnieść... Był dużym, ciężkim psem... Przewróciłam się razem z nim, wstałam, cały czas go podtrzymując, płacząc i krzycząc: "Wstawaj, Baki, dasz radę!" Spojrzał wtedy na mnie z niemą prośbą w oczach: "Męczysz mnie. I siebie. Przestań" i dotarło do mnie, że on już rady nie da... Dotarło, że to koniec. I zadzwoniłam po pomoc. Baki odszedł przytulony, otoczony miłością, ciasno w moich ramionach, do ostatniego uderzenia psiego serducha. Nie jestem w stanie do dziś uporać się ze stratą.... Krówa mać, wygadałam się. Tr...

...

  Gdy odbieram telefon o treści: "Jak tam, pozbierałaś się? No weź, ile można przeżywać śmierć psa?", to jasny szlag mnie trafia. Serio. Otóż żaden mój zwierzak, który odszedł - pies, czy kot - nie był po prostu psem, czy po prostu kotem. Był osobowością. Był jedyny w swoim rodzaju. Był członkiem mojej rodziny, który mnie kochał i którego ja kochałam. To, że na co dzień staram się uśmiechać, żartować, wpadać w durnawą głupawę, nie oznacza, że się pozbierałam. Wręcz przeciwnie - to instynkt samozachowawczy, to mój sposób na to, żeby nie oszaleć z rozpaczy i tęsknoty. Brakuje mi Bakusiowego merdającego ogona. Brakuje mi jego posiwiałej głowy pod dłonią. Brakuje mi jego szczekania. Brakuje mi tych rozmaślonych z miłości oczu, wpatrzonych we mnie w każdej sekundzie naszego wspólnego życia. Ból jest niewyobrażalny. :( Jeśli jeszcze raz ktoś mi powie, że "to przecież był TYLKO pies", wybuchnę. Przysięgam. To był AŻ pies. Proszę to sobie zapamiętać.

Druga rocznica wojny...

  Zajmuję się dwoma mieszkaniami w Gdańsku, których właścicielami są moi rodzice, a które zostały wynajęte ukraińskim rodzinom jeszcze przed agresją Rosji. Nigdy przedtem nie miałam tak solidnych, czystych, spokojnych najemców, sumiennie pilnujących terminów wszelkich płatności. Wysłałam moim lokatorom maila: "Dzień dobry. Dziś druga rocznica wojny na Ukrainie. Najbardziej boli, że świat patrzy, a ten koszmar się nie kończy. Nie ma odważnego, żeby powstrzymać rosyjskiego psychopatę... :( Wiem, że Ukraińcy często spotykają się z niechęcią ze strony Polaków. Proszę mi wierzyć, że jest to tylko garstka prostaków, którymi nie warto się przejmować. Mądrzy Polacy, których jest znakomita większość, wspierają Was mocno, modlą się za Ukrainę i sercem są z Wami. Ja również. Pozdrawiam serdecznie. Marta" To niewiele, a dla nich tak wiele...

...

  Baki. 2010-2024. Do zobaczenia po drugiej stronie, słońce moje. Kocham Cię.

Baki...

... nie czuje się najlepiej. Główka pracuje, ale reszta ciała jakby nie nadąża... Pomagam mu w wejściu po schodach, bo średnio sobie z tym radzi. Ale walczy dzielnie z łapkami, które nie do końca chcą współpracować. Dziś dostał nowe leki i naprawdę jestem dobrej myśli i pełna nadziei, że jeszcze ze mną pobędzie. Gdy kładzie się przy schodach, wiem, że znowu czeka na Rudolfa. W tym życiu, na tym świecie Rudolf już do niego przytulić się nie przyjdzie... Ale mam nadzieję, że na spotkanie z Rudim Bakiemu jeszcze przyjdzie poczekać jakiś czas. Baki jest pod dobrą opieką - zarówno lekarską, jak i moją.

Wkurw-post

  Co i rusz na fb czytam post o zagubieniu kota czy psa. Wyszedł i nie wrócił no... I scyzoryk mi się w kieszeni otwiera, Od razu zaznaczę: - jestem absolutnie przeciwna wypuszczaniu kotów - są zagrożeniem dla ekosystemu, jako bezwzględne drapieżniki, oraz same są zagrożone - przez atak dzikich zwierząt, potrącenie przez głupka w szybkim samochodziku oraz trafienie w ręce psychola, - jestem absolutnie przeciwna puszczaniu psów samopas - powody jak wyżej. Trzy razy z posesji spierniczył mi Baki, demolując panel ogrodowy i udając się na wędrówkę w celu odnalezienia sensu życia. Umierałam wówczas ze strachu i rozpaczy, a gdy w końcu panicz wrócił, nie wiedziałam, czy go przytulić, czy zabić. Płot został zabezpieczony i pies jest bezpieczny. Co do kotów - no miauwa - zaliczyliśmy trzy mieszkania, aktualnie mieszkamy w domu... Nigdy, ale to NIGDY nie dopuściłam do sytuacji, żeby kot niewychodzący wydostał się na zewnątrz. Mając pod opieką zwierzęta, jestem nadczujna, mam oczy dookoła gł...

R.11

Fejsbunio mi właśnie przypomniał, że 6 lat temu zdałam weterynaryjny egzamin z diagnostyki i chirurgii, ostatni z trzech, zwany potocznie R-jedenastką. Gdy jacyś fachowcy od wszelkiej instalacji w gospodarstwie domowym, widząc kobietę, próbowali cwaniakować, miałam już certyfikat uprawniający mnie do mrocznego ostrzeżenia: "Nie próbuj, mistrzuniu, robić wała z babki, która wie, jak amputować jądra." Działało i działa ZAWSZE.

Kwintesencja Filipa

"Hej! Jestem! Kochasz MIĘ? Ja ciebie też!!!" ŁUP miłosnym ocierem Kuzcusa w lewy bok. Kuzco: "Matka, ratuj!" ŁUP miłosnym ocierem Flora w prawy bok - Floriusz się prawie przewrócił. Gryz Wiktora w ogon, gryz Romka w ucho, gryz Ryśka w zadek: "No bawta się ze mną! Heloł!!!" Iwa przechodzi rozterkę wewnętrzną - czy go myć, czy spuścić mu porządny łomot. Maja się w tańcu nie certoli i wali młodego łapą po dyńce, ale to wręcz zagrzewa naszego bohatera do dalszego boju. Mi prawie dziś nosem wybił oko, a Kajtkowi niemal odgryzł nos - i wszystko to z MIŁOŚCI. Biedny Baki już na jego sam widok wieje pod stół. Nawet przyzwoitego ostrego zdjęcia mu nie jestem w stanie zrobić, bo gówniak jest non stop w SZALE UCZUĆ i nie usiedzi w miejscu Miauwa, w życiu nie miałam takiego kota! Czy na sali jest ktoś chętny na UKOCHANIE przez Filipa?... Bo psy i pozostałe koty już wymiękają. Ja też. (Od razu uprzedzam: późniejsza wycieczka na SOR we własnym zakresie.)

Romek...

Niejednokrotnie wspominałam o inteligencji rudych kotów. Ale chwilami odnoszę wrażenie, że owa inteligencja z czasem się wyczerpuje i gdy stan baterii pokazuje jakieś 3%, rudzielec się musi naładować. Dlatego koty tak dużo śpią. Usłyszałam dziś dziwne "miau". I to nie te z serii :"miau, ale mi się dobrze spało", także nie: "miau, chodź brat, sprawimy sobie wzajemnie łomot", ani nawet nie: "miau, służba, dawaj żryć". To konkretne "miau" posiadało wydźwięk nieco dramatyczny. Sprawdziłam stan pogłowia i - jakkolwiek bym nie liczyła - nie mogłam doliczyć się Romualda. Po kilku minutach poszukiwań, na trop naprowadziła mnie Majka, nerwowo kręcąca się przy łóżku. Otóż nasz bohater jakimś cudem otworzył sobie szufladę na pościel i znalazł sposób na wgramolenie się pod dalszą część wyra. W tym momencie koci rozumek nieszczęśliwie się wyczerpał i zabrakło współpracujących neuronów, które by wskazały kotkowi drogę powrotną. Musiałam ściągać mater...