Na poprawę nastroju...

... zawsze mruczenie kota.

I ogarnięty elektryk.
I sąsiad, który z męczydupy stał się przytulaśnym misiem.
I zasmażka.

Ale przede wszystkim koty.

Howkh.

Komentarze

  1. Bardzo chętnie poczytałabym historię o sąsiedzie, co przytulaśnym zaczął być. Bo o terapeutycznych właściwościach naszych futrzanych władców wiem z pierwszej ręki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Muszę się wygadać, cholera jasna... (będę przeklinać)

Albowiem zeszłam srogo...

Wkurw-post