Iwa...
Poprzestawiało się trochę w moim psio-kocim towarzystwie.
Po śmierci Bakiego, którą odchorowałam okrutnie, musiało minąć kilka miesięcy, zanim dom u mnie znalazł Berg - młody pies w typie labradora, który pierwsze swoje 1,5 roku życia spędził na łańcuchu, głodzony i bity. Został przyprowadzony do lecznicy w celu uśpienia, bowiem dotkliwie pogryzł "opiekuna", rzuciwszy się mu do gardła. Animalsi go uratowali i wyszarpałam go z klatki gminnej w Sandomierzu, nie bacząc na koszty. Pracuję z nim aktualnie i jest coraz lepiej - to młody pies. Kocha mnie bezgranicznie, choć napady agresji miewa - wobec innych psów. Swojego stada nie tyka. Swoje stado lubi.
Odeszła też moja Iwa, moja najstarsza kotka mco. Dziś mogę w miarę spokojnie o tym napisać, choć emocje we mnie nadal silne. Nie będę się wgłębiać w historię choroby Iwci -leczyłam u niej ropień, który pojawił się praktycznie z dnia na dzień. Na antybiotyk zareagowała super, ale myślę, że pokonała ją sepsa... Byłyśmy umówione na rano na dodatkowe badania krwi, ale w noc poprzedzającą Iwa przyszła do mnie do łóżka i oznajmiła, że umiera. Tak, oznajmiła - rozumiałyśmy się bez słów. I już wiedziałam, że przejdziemy to razem. To była ciężka noc, nieprzespana w całości, cały czas ją przytulałam i kontrolowałam oddech, szepcząc do ucha, że jestem. O 4 rano zaczęła się agonia. Trzymałam mocno ukochane łapki, powtarzając, że jestem tu z nią i przejdziemy to razem. O 4:20 moja przyjaciółka odeszła. Wówczas dopiero mogłam dać upust emocjom i wyłam jak dzikie zwierzę...
Nikomu nie życzę takiego doświadczenia.
Iwa była ze mną 16 lat. Kochała mnie, wspierała w trudnych chwilach i należała jej się godna śmierć. Taką otrzymała. W moich ramionach, otoczona miłością, czując, że jestem obok.
Po kremacji moja ukochana przyjaciółka wróciła do domu.
Musiałam to wszystko z siebie wywalić.
Od tego jest blog.
Oby przyniosło to ulgę. Jestem przekonana, że twoje zwierzęta mają u ciebie raj.
OdpowiedzUsuń