Karma

Nieco ponad dziesięć lat temu dane mi było pracować w bardzo fajnej firmie.
Miałam super szefa i fantastyczny zespół.
Wierzcie mi, aż się chciało wstawać, by iść do pracy na siódmą rano.
Zarobki też były bardzo w porządku.

I pracowalibyśmy tam wszyscy do tej pory, gdyby nie pewien... nazwę jegomościa kulturalnie: pan z Rady Nadzorczej.
Otóż pan z Rady Nadzorczej usiłował naszymi rękami napchać sobie portfel, niekoniecznie uczciwie. Kto się stawiał - miał przerąbane. W momencie, kiedy nasz szef oficjalnie i twardo stanął okoniem, został odwołany, a pan z Rady Nadzorczej powołał się na jego miejsce.
Wiedziałam, że to dla mnie była mogiła. Mało tego - jako lojalny i najbliższy pracownik szefa - niemal organoleptycznie poczułam już ciężar nagrobka na piersi. I nie myliłam się.
Wytrzymałam tam jeszcze kilka miesięcy (miałam kredyt). I przez te kilka miesięcy pan z Rady Nadzorczej z rozkoszą się nade mną znęcał. Taki, wiecie, mobbing w czystej postaci.
(Nosiłam się potem z zamiarem wniesienia sprawy, ale znajomi prawnicy skutecznie mi to odradzili: Chcesz się przez kilka kolejnych lat taplać w gównie? Lubisz? Odpuść. Nie warto.)

Ja jestem twarda baba. Ale temu człowiekowi udało się mnie doprowadzić prawie na skraj depresji.
Powiedziałam sobie w końcu: Kit z kredytem, stara. Jakoś to będzie. Zdrowie ważniejsze. I cisnęłam mu na biurko wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym.

Minęło owe dziesięć lat.
I okazało się, że pan z Rady Nadzorczej dalej kręcił swoje lody, a w działalności tej rozochocił się do tego stopnia, że przesadził. I grubo popłynął.

Afera jest na tyle poważna, że prokurator z mojej jednostki zajął siedzibę firmy i rozpoczął dochodzenie.
Zdecydowałam się zadzwonić bezpośrednio do mojego szefa i poinformować, że dwa lata w owej firmie pracowałam, w tym przez rok piastowałam funkcję członka Zarządu i mam wiele informacji na temat działalności ww. pana z Rady Nadzorczej.
- Rozumiem, że nie jesteście spokrewnieni?...
- Szefie, od momentu zakończenia mojej kariery w tamtym miejscu, już tyle razy zeznawałam przeciwko temu uroczeniu panu na komendzie, w sądzie pracy i w sądzie okręgowym, że trochę już się zżyliśmy... Jak rodzina niemalże.

- Zapraszam jak najszybciej!

Reasumując...
Prędzej czy później tytułowa karma powraca. Czasem trzeba na nią trochę poczekać. Czasem nawet dość długo. Ale warto. Fantastyczne uczucie.
Gdy ktoś mnie skrzywdzi, jestem pamiętliwą, mściwą suczą. A pamięć mam dobrą.
Także ten...

(Hie hie hie! - Niniejszym niutax odpaliła swoją miotłę i poleciała na przesłuchanie, chichocząc szatańsko pod nosem. ;) )

Komentarze

  1. Żeby tylko nie było tak, że ten pan i tak się z tego wywinie, jak wielu innych w tym kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy mojej skromnej pomocy raczej nie ma szans... ;)

      Usuń
  2. Wpada mi do glowy pare powiedzonek na ten temat - i po swoich doswiadczeniach wiem, ze sie sprawdzaja. Po pierwsze - fortuna kolem sie toczy: na wlasnych plecach doswiadczylam, jak to jest byc pod wozem i jak na wozie. Wedlug Chinczykow, kazdy dostaje swoja kare i nagrode za zle lub dobre poczynienia w przeciagu 3 lat a jeszcze inne przyslowie mowi, ze kazdego spotkasz w zyciu dwa razy..... Miejmy nadzieje, z sprawdza sie tez w przypadku Twojego EX szefa
    :o) Marzena
    Marzena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście długo tym szefowaniem mi się nie nacieszył. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Muszę się wygadać, cholera jasna... (będę przeklinać)

Leon

Sezon wakacyjny :)