Baki u weta bram...

 Bakisław nabawił się infekcji ucha. Wysłałam SOS do naszego dochtore, żeby zaprosić onego na pokoje, ugościć czym chata bogata, ale dochtore chyba poza zasięgiem.

Pies średnio znosi jazdę samochodem. Ok, pies źle znosi jazdę samochodem. Dobra, pies nienawidzi jazdy samochodem.
Mamy pat.
Psa boli.
Nie było wyjścia - pojechalim.
Było doprawdy uroczo.
Pod lecznicą, miotając pod nosem wyrazy, sprzątnęłam pawia z tylnego siedzenia po stronie prawej.
Następnie, klnąc już nieco głośniej, ogarnęłam klocka spod schodów (Miał pół dnia, ale nie! Musiał na podjeździe lecznicy. Spoko.)
W gabinecie próbował siknąć na drzwi (super dobrze wychowany pies, duma mnie rozparła, hauwa mać).
Po powrocie do domu sprzątnęłam pawia z tylnego siedzenia po stronie lewej (w międzyczasie sąsiad wyszedł, chciał zagaić, ale cofnął się zachowawczo - waliłam do siebie mięsem już absolutnie się nie hamując).
Baki oczywiście otrzymał pomoc i antybiotyk. Leży teraz bardzo zadowolony z siebie i - udając, że mnie nie widzi - zezuje w moim kierunku (jemu się wydaje, że robi to subtelnie i absolutnie niezauważalnie), radośnie merdając ogonem.
Dobrze, że mam wino na czarną godzinę, to zaraz se golnę dla spokojności, bo nerw mną szarpie okrutny.

Komentarze

  1. Jestem, doczytalam. Jak zawsze cos sie dzieje, czy dobre, czy zle... Takie koleje losu, nawet gdy ciezko.
    Pozdrawiam wszelkie kosmate i ich Pancie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Muszę się wygadać, cholera jasna... (będę przeklinać)

Albowiem zeszłam srogo...

Wkurw-post