Mężczyzna, gdy mówi, że zrobi, to zrobi...
... i nie trzeba mu powtarzać co pół roku.
No naprawdę.
Wczoraj psy wygięły panel ogrodowy i spierniczyły z posesji. Właściwie to nie psy, a pies - Berg - a reszta za nim poszła, jak to stado mułów.
Sąsiadka zadzwoniła, że wpuściła je z powrotem, ale gdzieś jest dziura w ogrodzeniu, zaraz znowu dadzą dyla, a ona zaraz jedzie do pracy.
No to wsiadłam w samochód, zajechałam, ogarnęłam dziurę prowizorycznie i powiedziałam Osobistemu, że mógłby jednak to ogarnąć bardziej fachowo...
- Ogarnę, słońce, ogarnę. W sobotę się zrobi...
Ok.
Dziś telefon od drugiej sąsiadki:
- Twoje psy są poza posesją. Niesamowicie zadowolone z siebie. Suki dały się zapędzić z powrotem. Psy mają mnie w dupie.
- Błagam, poczekaj tam 15 minut, nadciągam.
(Tylko dlatego, że ja mam z roboty do domu 10 minut z ponaddźwiękową, a Osobisty jakieś 1,5 godziny w korku.)
Zgarnęłam całą czwórkę wszarzy do domu, zamknęłam drzwi i napisałam do Osobistego: "Psy znowu zwiały. Zamknęłam je w domu. Po powrocie z pracy udaję, że nic nie widzę i loguję się na górze z kotami. Ty sprzątasz szczocha."
W odpowiedzi otrzymałam urocze: "Przygotuj mi chociaż mopa. Buziole."
Psy były grzeczne.
Szczocha nie zastałam.
Ubolewam.
Komentarze
Prześlij komentarz