Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak to się dzieje, że wszelkie kwiaty rosną i kwitną w moim domu na potęgę, oprócz paproci... Nie łapię fenomenu. Inne kwiaty tworzą już w moim domu gdzieniegdzie istną dżunglę, a paprocie łapią focha i padają.
Podlewam gadziny, zraszam, gadam do nich jak głupia (może bzdury gadam i jedna paproć zerka na drugą i mówi: "Stara, trafiłyśmy na debila, weźmy sobie uschnijmy, bo nasza przyszłość z taką umysłową amebą zasadniczo nie rysuje się
różowo..."), brakuje im tylko pierdu tęczowego jednorożca... Wszystko na nic.
Dziś adoptowałam dwa grudniki z Biedrony. Były skazane na śmierć. Sflaczałe i bez tchu. Ale ja je zreanimuję. Założycie się?... Potrzymajcie mi piwo!
Za chwilę będą kwitnąć jak szalone.
Ale paprocie, miauwa, ni wuja...
Podlewaj do podstawków, nie do ziemi. KZ
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńNie przelewaj, nie zasuszaj, nie przestawiaj, niezbyt duzo swiatla, lekko kwasna ziemia. Zraszanie chyba niekonieczne. Paprocie niestety niektorych miejsc i domow nie lubia. Po prostu. Poczytaj jeszcze nt w sieci. Moze odkryjesz przyczyne niepowodzen?
OdpowiedzUsuńIII.