Notka w hołdzie dla św. Antoniego i Miry
Wśród moich przyjaciół i znajomych słynę z tego, że gdy chowam jakąś cenną rzecz przed psami i kotami, bywa, że skutecznie chowam ją także przed sobą. Tak mam. I sama nie wiem, czy jest to jakaś skaza genetyczna, czy pospolita skleroza.
W tak zwanym międzyczasie odstawiłam fuchę jako drajwer Miry do Gdańska do lecznicy. Ciężarna suka na tylnym siedzeniu, uchachana Mira z przodu, ja - wkrówiona - za kółkiem. Opowiadam o zaszłości...
- Ty się pomódl do świętego Antoniego. Mi pomógł. Serio serio.
- Mira, weź! Ja się nie potrafię modlić!
- Ja też nie. Ale usiadłam przy stole, pogadałam z gościem i pomógł mi odnaleźć kolczyk. Spróbuj, mówię ci.
Wróciłam do domu, usiadłam przy stole i sapię: "Te, Tosiek... Święty znaczy... Weź ty mi pomóż znaleźć tę cholerną paczkę, bo już nerw do siebie nie mam. Taka opakowana w czarną folię... Całkiem SPORA... Tosiek, jak ty mi nie pomożesz, to chyba wezwę egzorcystę albo zabiorę na usg żołądków swoje sierściuchy... Tosiek, jak będzie?..."
Następnie wstałam, poszłam na górę, weszłam do swojej sypialni i jednym pewnym ruchem sięgnęłam na półkę pod telewizorem... I TA FRANCA TAM BYŁA.
Akcja tak niewiarygodna, że aż sama nie mogę w nią uwierzyć.
Antoni, Mira: kocham Was.
:))))))))
OdpowiedzUsuńTosiek, no święty, rozumie się... padam ze śmiechu :)))))))))
OdpowiedzUsuńAntek jest debest. Wielokrotnie sie o tym przekonalam. Osobiscie.
OdpowiedzUsuń