Pytanie zasadnicze brzmi: czy mogło być jeszcze gorzej?
Owszem, miauwa, MOGŁO.
Otóż właśnie zatkał się odpływ od wanny.
Przy próbie przepychania wypływają czarno-bure farfocle, a woda stoi.
Zastanawiam się, czy dodatkowo nie wydarzyło się coś z rurą odpływową.
U sąsiada nadal kapie...
Niewiarygodne.
Może to dwa w jednym?...
Zdjęłam boczną obudowę wanny (taką plastykową - nie do wiary, że ludzie wciąż montują te ustrojstwa).
Łatwo nie było, zatem ponowne jej założenie będzie survivalem... Ale to już jakby nie mój problem, bo działałam w trybie tzw. konieczności wyższej.
Poza tym fachowiec i tak będzie się musiał dostać do syfonu, więc przygotowałam mu grunt jakoby.
W sumie dobrze zrobiłam, bo brud był tam nieziemski. Jeszcze chyba z epoki kamienia łupanego.
Wyczyściłam, powstrzymując odruch wymiotny.
(Nie, żeby była ze mnie taka czyścioszka, ale każdy ma jakąś maksymalną granicę, tak? Nawet moja została przekroczona.)
Co jakiś czas macam podłogę pod wanną - wilgoci brak.
Może w pionie coś poszło nie tak?...
Szczerze mówiąc nawet by mnie to urządzało, bo koszty remontu poniesie wspólnota.
Nie wiem, nietutejsza jestem, zarobiona po pachy...
I łapie mnie rwa, kurcz i depresja.
Jutro przeprowadzam koty.
Zatem dodatkowo łapie mnie stres - znowu trzeba będzie łapać Ósemę...
Proszę o mnie ciepło myśleć.
Dziękuję z góry.
Współczuję i to bardzo. Niewiele rzeczy wkurza mnie aż tak, jak tego typu zdarzenia, kiedy musze liczyć na fachowców. Problem w tym, że nie ma takowych w moim otoczeniu i poszukiwania mnie osłabiają. Mam nadzieję, że wyczerpałaś limit katastrof na najbliższe lata, czego serdecznie życzę. Trzymam kciuki i pozdrawiam 🙂
OdpowiedzUsuńDołączam się do Atuny: liczba katastrof wyczerpana, od teraz wszystko idzie do przodu.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń