Jest takie powiedzenie...
Nieszczęścia chodzą parami.
Otóż nie w moim przypadku.
Otóż w tym moim konkretnym przypadku nieszczęścia chodzą całymi stadami.
Albo to mieszkanie uparło się, że nie mam się z niego wyprowadzić, albo już sama nie wiem co...
Zasadniczo plan jest dopracowany co do najmniejszego szczegółu:
- W środę lub czwartek jadą na chatę meble.
- W sobotę przenosimy się z kociastymi i drapakiem.
- Ostatni tydzień października przeznaczyłam na dopucowanie mieszkania i pomalowaniu ścian na świeżo, bez kręcących się pod nogami sierściuchów.
- Pierwszy tydzień listopada muszę być w pracy, albowiem... tfu... sprawozdania.
- 6-7 listopada jadę do schronu po pchlarzy, a następnie biorę dwa tygodnie urlopu.
Wszystko dopięte na ostatni guzik. Nawet zostaną zainstalowane tymczasowe drzwi na schodach, oddzielające dół od góry - z deseczek, ażurowe, ale solidne. Żeby sierście w miarę bezstresowo mogły się z sobą zapoznać organoleptycznie (wzrokiem, węchem i słuchem).
Wszystko pięknie i cacy, ne spa?
No i pierdutło.
Najpierw zepsuła się pralka.
Przyszedł fachowiec i stwierdził, że nieboszczka jest stara, miała prawo zejść z tego łez padołu i naprawa jest nieopłacalna.
Potem nawalił piec.
Po samodzielnej próbie naprawy awarii pieca, poszła uszczelka i zaczęło siurać. Nieznacznie, ale jednak.
Zawezwana złota rączka poradziła sobie z problem i piec hula.
Pralkę wzięłam na klatę i uparłam się, że kupię nową, a tę wyślę na zasłużoną emeryturę (czytać: na śmietnik).
No i kupiłam.
I odsuwając starą pralkę od ściany, doprowadziłam do kataklizmu. Pękł wężyk doprowadzający wodę, a kuchnię i pół przedpokoju zalało tsunami.
Owszem, szybko rzuciłam się do zbierania wody z podłogi ręcznikami.
Owszem, sąsiad usłyszał wołanie o pomoc i nadciągnął z kluczem francuskim (zaworu zamknięcia wody oczywiście zero).
Owszem, zalałam sąsiada.
#@$#&^%&^*%
Wyjątkowy mój pech polega na tym, że sąsiadem moim jest sklep elektryczny.
A zwielokrotnienie owego pecha stanowi fakt, iż jest to budynek stary, wybudowany tuż po wojnie, i strop jest drewniany z wkładem trzcinowym.
Czujecie Państwo dramat?...
Woda się w stropie zebrała i tak kapie sąsiadowi od czwartku.
Dziś mamy, miauwa, poniedziałek.
Zaczęła strzelać instalacja elektryczna, więc sąsiad wyłączył korki i zawezwał elektryka. Działa bez światła i kasy fiskalnej.
Codziennie do niego biegam ze skruchą, pytam z nadzieją, czy coś lepiej i jakie straty poniósł, bo się poczuwam.
Sąsiad klnie pod nosem, ale niczego ode mnie nie chce.
Nie wiem, czy mu kupić wódkę, kwiaty, czekoladki, czy sprezentować mój własny imienny nagrobek.
No nie wiem, no.
Jedyne, o czym marzę w tej chwili: niech ta cała woda w końcu wykapie.
Bo ten mój sąsiad to poczciwy i dobry człowiek jest.
Wielki Serwerze, bardzo proszę... :/
Podobny scenariusz do mojego. 7 listopada "robię" sąsiadkę, malarz obiecał nie zedrzeć ze mnie skóry. 21 listopada sąsiadowy tynk i malowanie. A u mnie kiedy? Jak spłacę kredyty na poprawki po remoncie. Oddychaj głęboko i przestań zaciskać zęby, uśmiechnij się;)
OdpowiedzUsuńNic nie poradzisz, woda wyparuje, prąd się u sąsiada podłączy. Pewnie dziś już lepiej, znaczy suszej ;-)
OdpowiedzUsuńSa specjalne mocne suszarki (na nocny prad), maja je z reguly firmy budowlane do podsuszania tynkow lub estrichow- by przyspieszylo osuszanie. Zapytaj Twoich majstrow, moze moga wypozyczyc.
OdpowiedzUsuńCo do przeprowadzki - zazdroszcze, bo nie ma nic fajniejszego jak kreowanie nowego domostwa. A polowe pracy maz juz i tak za soba, bo przeprowadzajac sie do miedzyczasowego mieszkania pewnie pozbylas sie juz niepotrzebnych balastow.
Bedzie dobrze.
Serdecznie pozdrawiam
Marzena
A sasiadowi sprezentuj najlepiej kupon do Biedronki, Kauflandu czy co tam jest w okolicy. Nie musi byc duzy (zawsze mozesz sie wymowic, ze masz wydatki ;o) ale chlop bedzie szczesliwy, ze moze sobie kupic co chce ;o)
OdpowiedzUsuńMarzena
To jest moim zdaniem świetny pomysł, drobny gest a będzie wiele znaczył.
UsuńDzięki za głaski <3
OdpowiedzUsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń