Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2024

Zdradziłam... Znowu...

  Gdy wróciłam do domu, woniejąc mieszanką berneńczyka, goldena, labradora, buldożka, sierściucha rasy nieokreślonej oraz kilku kotów, trzy psie nosy obwąchały mnie dokładnie, a następnie trzy pary oczu zmiażdżyły mnie pełnym potępienia spojrzeniem, które wyrażało ni mniej, ni więcej: ŚMIERDZISZ ZDRADĄ!

Nienawidzę much

Nie ma drugiego takiego stworzenia na ziemi, którego bym nienawidziła równie mocno. Nawet komary i pomrowy są u mnie na wyższej półce. Mieszkam na wsi, więc tego cholerstwa mam zatrzęsienie. W domu są psy, koty i rośliny mięsożerne, więc jednak musza populacja ponosi tu spore straty. Ale nadal są. Niechby sobie toto latało i brzęczało, omijając moją skromną osobę. Ale NIE! Toto mnie wkrówia, lądując co i rusz na moich rękach albo twarzy. Oczyma wyobraźni widzę te resztki żarcia zwisające z ich paszcz (a wszyscy wiemy, co te ścierwa żrą, ne spa?), te owłosione nogi unurzane resztkami ww. żarcia, obute w śmierdzące pepegi, w których po ww. żarciu truptały. Błagam o sposób na te cholery. Szczelne zamykanie okien nie wchodzi w grę - cenię sobie świeże powietrze. Lepy też odpadają - są niehumanitarne i narażają owady na cierpienie (nie znoszę ich, ale to nie oznacza, że mam je torturować). Help. Anybody? :(

Śledztwo...

 Leżę ja sobie wczoraj w łóżeczku i słucham kryminalnych podcastów, tak na lepsze zaśnięcie... Ostatnio na tapecie są seryjni mordercy. Kanibale są mile widziani, bo usypiają mnie bardziej. (Jestem zdrowo walnięta, wiem.) I tak sę leżę w tym łóżeczku i nagle, wtem...  (Nie, nikt nie wtargnął do mojego domu, żeby mnie zabić, poćwiartować, a następnie zrobić ze mnie kebaba... Nie, nie...) Wtem... Bardzo wyraźnie dociera do mnie woń kociego szczocha. Tak właśnie. Jedyny, niepodrabialny, unikatowy, miauwa, zapaszek. Myślę sobie: "kuwety na strychu, jutro się ogarnie" i wpadam w fazę REM. Dziś jest nowy dzień, kuwety ogarnięte, a szczoch nadal czule otula moje nozdrza. Sprawdziłam podłogę, pościel, materac... Spoko. ... Dziś ratuję kanapę pod schodami. Któryś postanowił ją ochrzcić i nawet próbował zakopać miejsce zbrodni, sądząc po śladach pazurów pozostawionych na tejże. Mam proszek do prania, sodę oczyszczoną i ocet. Żywcem mnie nie wezmą. Powtarzanie sobie jak mantrę: "ko...

Wypoczywam...

 Zaczął się drugi dzień mojego urlopu. Drugi z trzech. Borze szumiący, zaplanowałam sobie wielkie porządki w ogrodzie i w domu, a tymczasem robię NIC i jest mi z tym dobrze. Takie robienie NIC świetnie działa na psyche i uwalnia umysł od makabrycznych obrazów, jakie miewam prawie na co dzień w pracy. Mam ciszę i spokój. Mam moje psy i koty. Mam moje rośliny.  Mam D., który też wygospodarował sobie wolny jeden tydzień, żebyśmy wspólnie spędzili trochę czasu bez tego całego służbowego wariactwa. Bo on też nie ma roboty różami usłanej. Bo kogóż to ja mogłam poznać w pracy... Albo bandziora, albo policjanta. Z dwojga złego trafiło ma funkcjonariusza, bardzo fajnego, którego obecność koi moją duszę. Miła odmiana po moich byłych. Chłonę ten sielski czas, póki mogę.

Czwartkowo...

  Internet jest tak pełen świrów maści wszelakiej, że czasem aż strach się logować. Choć czasami, gdy mam nastrój, lubię sobie z nimi podyskutować. Lecz gdy rozmowa osiąga kosmiczne granice absurdu, odpuszczam. Dziś zaczepiła mnie jedna pani, która miała w profilu imię Angelika (sic!), przedstawiła się jako Helena i zaproponowała, że mnie odwiedzi i przeprowadzi egzorcyzmy. Grzecznie odmówiłam, szczerze przyznając, że niejeden już bezskutecznie próbował, a poza tym aktualnie mam lekki bajzel i nie przewiduję gości z daleka. Ja takich świrów przyciągam jak magnes, serio serio. Nie wiem, jak to się dzieje, ale się dzieje. Jest takie powiedzenie, że ciągnie swój do swego, w związku z tym trochę się martwię i rozważam przeanalizowanie swojego życia. :/