Droga Tuniax, bardzo proszę, nie trać sił i nie popadaj w zwątpienie tam, gdzie natura dołująco się wtrąca; nic na to nie poradzimy, możemy tylko się posmucić, żeby ci, co odchodzą, nie odchodzili bez echa. Świat na trochę się zawala, a potem musi wracać do formy, bo coś się od nas należy tym, co, pozostali, no i nam samym coś należy się też. Czytam twojego bloga, oglądam twoją rodzinkę na Garnku, nie odzywam się nie komentuję, bo już tak mam, nigdy nic na żadnych forach społecznościowych. Ale wiedz, że zawsze bardzo ci kibicuję, podziwiam z daleka i życzę szczęścia.
Nastaje późny wieczór. Czas na spanko. Psy moszczą się ma fotelach, kanapie, legowiskach, łotewer. Koty rozkładają się w różnych miejscach, gdzie im akurat wygodnie - kanapy, fotele, łózka, łotewer. Dom cichnie, światła gasną, żywy inwentarz rozkosznie pochrapuje - warunki idealne do wejścia w fazę REM, co z reguły jednak zajmuje mi trochę czasu. A w godzinach 5-7 rano, gdy NAJLEPIEJ MI SIĘ ŚPI, ma miejsce KOCI-MIAUWA-ARMAGEDON. Totalna rozpierducha. To, zdaniem tych małpiszonów, jest idealny czas na: - naparzanie się po pyskach, - głośne dyskusje o tym, kto jest tu wyżej w hierarchii i dlaczego, - tłumną integrację przy kuwetach, bo AKURAT wszystkim się zachciało jednocześnie (szuuu.... szuuuuuu... szuuuuuuu.... wykopaliska żwirkowe wcale się nie niosą po całym strychu nad moją głową, nic a nic...), - koci pociąg przejeżdżający mi po głowie, żołądku i nerach. Dodatkowe atrakcje to: - "Chooo... Sprawdzimy, czy ten kubek, gdy się go trąci łapą, spadnie" (owszem, spadnie), - ...
... to taki, który potrafi z Tobą usiąść i po prostu wspólnie pomilczeć. Czasem są takie dni, że głos więźnie w gardle, a łzy cisną się do oczu. I człowiek ma ochotę wybuchnąć. Ale tego nie robi i po prostu milczy. Mam tak często. Siadam i gapię się w ścianę, jak sroka w gnat. A on wraca, nie pyta o nic, nie leci obłapiać, tylko siada obok. I milczy ze mną. I tak sobie siedzimy. Milczymy. Wspólnie odreagowujemy ciężki dzień. Bardzo cenię sobie takie chwile.
Takich oto przestróg wysłuchiwałam od mojej matki, gdy byłam nastolatką. A nastolatką byłam trudną, charakterną i buntowniczą. Ci i rusz ładowałam się w towarzystwo różnorakich dziwnych ludzi, fascynowali mnie. Gdy byłam młodą dziewczyną, imponowali mi różne typy spod ciemnej gwiazdy, bo przecież wiadomo, że łobuz kocha najbardziej, ne spa?... ;) Nigdy jednak nie popadłam w najmniejszy nawet kontakt z prawem. Zawsze miałam swój bufor, który pozwalał mi na wytyczanie granic. Byłam badgirl, ale w granicach rozsądku i instynktu samozachowawczego, który jednak posiadałam. I co? I gówno. :) Mimo to dziś mam do czynienia z prokuratorem. I to z niejednym. W ramach obowiązków służbowych wspomagam ich pracę, poprawiam błędy, wspieram merytorycznie. Niektórych lubię, innych toleruję, są też tacy, z którymi się przyjaźnię. Naprawdę fajni ludzie, choć - ostrzegam - cholernie spostrzegawczy. Żadna moja chwilowa deprecha czy oznaki wypalenia zawodowego im nie umkną. Nie próbujcie ic...
Wspolczuje bardzo…
OdpowiedzUsuńTessa
Droga Tuniax, bardzo proszę, nie trać sił i nie popadaj w zwątpienie tam, gdzie natura dołująco się wtrąca; nic na to nie poradzimy, możemy tylko się posmucić, żeby ci, co odchodzą, nie odchodzili bez echa. Świat na trochę się zawala, a potem musi wracać do formy, bo coś się od nas należy tym, co, pozostali, no i nam samym coś należy się też. Czytam twojego bloga, oglądam twoją rodzinkę na Garnku, nie odzywam się nie komentuję, bo już tak mam, nigdy nic na żadnych forach społecznościowych. Ale wiedz, że zawsze bardzo ci kibicuję, podziwiam z daleka i życzę szczęścia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, taka jedna stara.