Mam syndrom wicia gniazda
Szykuję pokój dziecinny. Znowu zostanę kocią matką. Jestem równie podekscytowana, jak przerażona. Zapomniałam już, jak to jest mieć pod opieką takie piszczące bejbisy. Ponad dziesięć lat temu przywiozłam do domu Rudiego i Maniutka – dwie cudaczne kulki – jedna w kolorze starego złota, druga czystego srebra. W jednej sekundzie zawładnęli mną i całym moim życiem. Nawet nie sądziłam, że można AŻ TAK kochać.
Maniutek opuścił nas w wieku 3,5 roku
przegrywając nierówną walkę z chłoniakiem jelit.
Rudi odszedł nagle w wieku 11 lat.
Razem z nimi obumarł spory kawał mojego umęczonego serducha.
Kolejny jego kawałek odebrał mi Miki, po 1,5 roku spędzonego razem umierając na
bezlitosny FIP.
Wtedy właśnie powiedziałam sobie: Żadnego zwierzaka w domu nigdy więcej.
Od tamtej pory
zawitał Florian po wypadku komunikacyjnym, Ósemka po sterylce aborcyjnej i
Maja, której życie ratowałam dobre pół roku.
Gdy wybudowałam
dom, dołączyli do rodziny nadpobudliwy Baki i starowinka Marysia ze schronu w
Elblągu, a potem Kajtek, wyrzucony z samochodu przy ruchliwej ulicy.
Niedługo potem odszedł
mój ukochany Rudolfin, który wcześniej zdążył zaprzyjaźnić się ze wszystkimi
psami...
A teraz...
Teraz po ponad dziesięciu latach historia zatoczy koło. ..
W czasach Mikiego Fip był nieuleczalny. Teraz istnieje lek,który daje kotom szansę na życie. Wiem co mówię, 63 dzień obserwacji, po 90 zastrzykach. Trzymam za Was kciuki.
OdpowiedzUsuńNo to się będzie działo :)
OdpowiedzUsuń