Muszę się wygadać, cholera jasna... (będę przeklinać)
Przyszłam wczoraj tak zrąbana z pracy, że wieczorem wypuściłam psy, poczekałam, aż wrócą i poszłam spać o dziewiętnastej. Co było do przewidzenia, obudziłam się w środku nocy. Odczytałam wiadomość od córki z sąsiadów z zapytaniem, czy jest u mnie ich sunia. (W mroźne noce zabierałam malutką Sonię do siebie na noc, bo u siebie nie miała wstępu do domu. :( . Moje suki od jakiegoś czasu próbowały ją atakować, więc instalowałam małą w zamkniętym pokoju, a rano wypuszczałam. Ona nigdy sama nie weszła na posesję, gdy moje psy były na zewnątrz.) Zasnęłam ponownie, a rano odpowiedziałam na wiadomość pytaniem, czy Sonia się odnalazła. Niestety nie wróciła do domu i po powrocie sąsiada z pracy mieli wyruszyć na poszukiwania. Postanowiłam rozejrzeć się po okolicy wcześniej, jako że dziewczynka zapłakana, a ja jestem również bardzo emocjonalnie związana z Sonią. Znalazłam ją... Leżącą w moim ogrodzie... Martwą... Podobno w nocy już debile walili petardami. Nie słyszałam, spałam... Może samoch...