W klimatach auto-moto
Ksawery Gustaw rozkraczył mi się na środku Kartuskiej, w drodze do domu. Ekhm... Sorry, stara, ale ja dalej raczej nie pojadę... Cudowny początek łikendu, no naprawdę. Chwilowo jeździłam vanem, którego już jako tako ogarnęłam. Zatem piątunio pod hasłem: jak-dobrze-mieć-sąsiada. Okazało się, że mój samochód stanowi wielką tajemnicę wszechświata i wrzód na dolnej części pleców pracowników warsztatu. Jeśli ostatnio media donosiły coś o błyskach i piorunach na Kaszubach, to była burza mózgów mechaników nad Ksawerym Gustawem. Opelka zatankowałam do pełna i odstawiłam sąsiadowi na podjazd wraz z wyrazami wszelkimi i prezentem. Nadal nie mam auta, ale uprzejmości nadużywać nie należy, szczególnie takich dobrych, uczynnych ludzi. Samochody zastępcze z warsztatu wzięli i wyszli, zatem właściciel honorowo oddał mi do dyspozycji swojego prywatnego citroena. Drugi diesel w moim życiu, leciuchno wysłużony, ale kochany nad życie ( Ale nie rozbije mi go pani, cooo?...