Szczyl ma ruję
W związku z tym od rana mam w domu operę na żywo. A ta kocia Maria Callas z natury jest wystarczająco gadatliwa - paszcza jej się nie zamyka i dyskutuje przy każdej możliwej okazji, na każdy możliwy temat. Teraz jednak weszła na wysokie c. Łeb mam już w kawałkach i prowadzę ze sobą zajadłą wewnętrzną walkę, aby się opanować i nie zabić albo siebie, albo jej. Podałam jej wczoraj zastrzyk na wyciszenie, ale to musi trochę potrwać. To nie takie hop siup, proszę Państwa. Od razu zaznaczam, że nie jestem zwolenniczką faszerowania kota hormonami. I absolutnie odradzam stosowanie ich na dłuższą metę. Tyle że chwilowo nie miałam wyboru, bo przez tę cholerną pandemię mój gabinet czasowo zawiesił wszelkie zabiegi nie mające na celu ratowania życia . Mogłabym to zrobić w domu - stół mam, narzędzia mam, do kompletu brakuje mi tylko dwóch drobiazgów... Mianowicie dragów i chirurga. Niby drobny szczegół, ale jakby ważny, so... Póki co mam puzzle, paczkę krakersów i wódkę. Żywcem się nie d...