365 dni - recenzja własna
Obejrzałam 365 dni. Bowiem pojawił się w sieci. Obejrzałam z niezdrowej ciekawości, z chęci poznania fenomenu tego "dzieła" i... Fabuła nijaka. Akcja drętwa. Gra aktorska odtwórczyni głównej bohaterki tak drewniana, że bracia Mroczkowie to przy niej wirtuozi aktorstwa. Sceny seksu namiętne niczym rąbanie tasakiem kości w mięsnym. Film ogólnie ciągnął się jak guma od gaci. Ledwo dotrwałam do końca. "Dzieło" nieznacznie uratował główny bohater o seksapilu śniętego śledzia, który tak rozpaczliwie starał się zgrywać twardziela i niebezpiecznego gangsta, że kwiczałam ze śmiechu. Ponoć jest super przystojny i powala kobiety na kolana - mi jakoś tyłka z zachwytu nie urwało, ale o gustach się nie dyskutuje. Nie wiem, czego się spodziewałam... Na podstawie gniota popełnionego przez niejaką panią Lipińską, oskarowej produkcji się nie wyrzeźbi. Tu by poległ sam Tarantino... Jeżu kolczasty, mam traumę. Zaprawdę zaprawdę powiadam Wam - nie idźcie moim śladem i nie...