Obyś nigdy nie miała do czynienia z prokuratorem...
Takich oto przestróg wysłuchiwałam od mojej matki, gdy byłam nastolatką. A nastolatką byłam trudną, charakterną i buntowniczą. Ci i rusz ładowałam się w towarzystwo różnorakich dziwnych ludzi, fascynowali mnie. Gdy byłam młodą dziewczyną, imponowali mi różne typy spod ciemnej gwiazdy, bo przecież wiadomo, że łobuz kocha najbardziej, ne spa?... ;) Nigdy jednak nie popadłam w najmniejszy nawet kontakt z prawem. Zawsze miałam swój bufor, który pozwalał mi na wytyczanie granic. Byłam badgirl, ale w granicach rozsądku i instynktu samozachowawczego, który jednak posiadałam. I co? I gówno. :) Mimo to dziś mam do czynienia z prokuratorem. I to z niejednym. W ramach obowiązków służbowych wspomagam ich pracę, poprawiam błędy, wspieram merytorycznie. Niektórych lubię, innych toleruję, są też tacy, z którymi się przyjaźnię. Naprawdę fajni ludzie, choć - ostrzegam - cholernie spostrzegawczy. Żadna moja chwilowa deprecha czy oznaki wypalenia zawodowego im nie umkną. Nie próbujcie ich okłamywać -